Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Promienie namiętności - część trzecia [ Z Pełnym Jajem]



Minęło wiele zachodów i wschodów palącego słońca na terenie południowoamerykańskich pampów. Wielki tropiciel El Maria Desperados de Rutko nieprzerwanie pędził w stronę Akakuppo. Sygnałem zbliżania się do   wakacyjnego kurortu - przecudnej osady rybackiej była nagle pogarszająca się pogoda. De Rutko przyzwyczajony do spalanych słońcem powierzchni siarczyście klął pod wąsem.
- Leje i leje deszcz jebany, aż czuję się jak robol do gówna wygnany.
- Jednak zlecenie dane od góry, wjeżdżam do miasta i szukam tej rury, Madonnowej niegrzecznej córy.
Jak powiedział, tak uczynił, strzelił ostrogami w koń, pociągnął lejca, podrapał się w jajca, drąga poprawił, pistolet nabił i przypadkowego przechodnia przypadkiem zabił. 

Niesforni kochankowie, prawie jak z Werony, ale jednak nie, zdążyli już zapomnieć o zostawionych w oddali problemach rodzinno - stajennych. Armando Zorro de la Vega zaplanował na ten wieczór coś wspaniałego. Postanowił swoją ukochaną Mirandę Esmeraldę Kinszasę zabrać na dansing. Z uwagi na kiepskie warunki pogodowe w kurorcie, magnaci dyskotekowi zmontowali klub 58 kilometrów od centrum, co daje 57,5 kilometra poza granicami miasta. Zorro aby urozmaicić ten wieczór postanowił zabrać tam swoją ukochaną pieszo - coś takiego jak romantyczny spacerek. Kinszasa zachwycona romantyzmem de la Vegi była tak wniebowzięta, że wyjątkowo nie narzekała na wydobywający się smród z kieszeni kochanka, gdzie jak mawiał trzymał szczęśliwe końskie dropsy z gówna, bo przypominały otocznie w jakim pierwszy raz się poznali. Bystry Zorro wtrącił jeszcze w trakcie marszu iż obsypujące się kawałki gówna mają zastosowanie kubek w kubek do rozsypywanych przez Jasia i Małgosię okruszków co by nie zgubić się w lesie. Armando de la Vega szczycił się, że jego pomysł jest udoskonalony, bo okruszki były zżerane a gówna jak określił "nic nie zeżre bo jebie". Romantyczny marsz właśnie się rozpoczął i długo nie miał się jeszcze skończyć. Po prostu trwał, trwał i jeszcze wiele razy trwał.



Tymczasem, borem lasem, wielki łowczy de Rutko wtargnął do malowniczego zalanego rokrocznie deszczem i innymi opadami Akakuppo. Natychmiast wszczął śledztwo wśród miejscowego rybactwa. Wielu z nich nie wytrzymało tego okrutnego kontaktu, gdyż jak pamiętamy borykał się on z długoletnią awanturą ze szczoteczką do zębów. Większość jednak zaznajomiona z zapachami zaiste rybnymi owy kontakt wytrzymywała. Po przepytaniu 637 tysięcy rybaków i padnięciu 394 tysięcy z nich znalazł się jeden niemowa, który znał odpowiedź na każde pytanie de Rutki, ale z niewiadomych powodów nie odpowiadał na nie. Po dwóch godzinach "dialogu" wściekły, nieposiadający kartki papieru i ołówka Desperados de Rutko wypalił 70 na 100 możliwych naboi w sylwetkę rybaka, po którym po tej operacji została tylko cisza.  Szczęśliwie dla łowczego kolejnymi osobami byli znający kochanków, małżeństwo Flamenco di Aires z domu Samba de Sancho Pansa. 
- Pytam się was ja grzecznie czy mieszkacie już tutaj wiecznie? - zaczął de Rutko
- Odezwali się jednym głosem - Mieszkamy od czasów gdy świeciło tu promienie a ich namiętność połączyła nasze serca.
- W dupie mam wasze historie, powiedzcie mi gdzie znajdę Madonnową Sodomę i Gomorie.
- Nie wiemy co dokładnie masz na myśli. Czy szukasz jakiś osób czy taniego burdlu?
- Głupota i prostactwo od was bije, nie powiecie gdzie Zorro z Kinszasą to okrutnie zabiję. Faceta za jaja na drągu zawieszę, kobietę inaczej pocieszę.
- Trzeba było od razu tak mówić. Znamy ich naturalnie, bardzo miła para. Mieszkają w tym domu za Panem.
Wielkiemu łowczemu opadła z wrażenia szczęka, gdy zobaczył wielki afisz nad owym domem " Zorro i Kinszasa witają was w swych włościach. Poszukujących nas z polecenia Donna Madonny ozięble żegnamy."
Być może de Rutko nie przeżyłby takiego szoku, gdyby nie fakt że przez kilka godzin, odprawiając poszukiwania okrążał owy dom z 10 tysięcy razy. Gdy pozbierał swą szczękę z podłogi i zanalizował jakim jest debilem, wpadł w lokal z impetem przez drzwi wraz ze swym koniem, przywalił łbem w futrynę i zemdlał.



Przenieśmy się teraz dla odmiany do niezasnutego mgłą, chmurami i ścianą deszczu Las Rias de Las Janeiras.  A tam najgłupszy z potomstwa Madonnów Alejandro Jajo Kapsztad odrabiał pracę domową z matematyki. Należy dodać, że Kapsztad po 15 latach w drugiej klasie podstawówki uzyskał promocję do klasy trzeciej. Niestety podobnie jak w początkowych latach edukacji nowy materiał do nauki sprawiał mu nie lada kłopot. Dość powiedzieć, że przy działaniach typu 239 + 43 wynik uzyskiwany przez gamonia wahał się w granicach obszaru liczbowego w zakresie od jeden do trzydziestu. Alejandro nie mógł pojąć jakim cudem istnieć mogą liczby, przewyższające takie zjawiska, jak jego wiek czy ilość pesos w jego śwince skarbonce. Nie wiedzący co dzieje się ze swoją córką Don Madonna postanowił zadbać w akcie desperacji o resztę dzieci. Jego pierwszym postanowieniem była pomoc w nauce synowi - Jaju. Gdy usiadł koło syna przy biurku i zaczął robić obliczenia matematyczne na palcach, wyszło mu, że wynik nie przekracza dwudziestu bo więcej palców po prostu nie miał. Zniechęcony porażką matematyczną zapytał Kapsztada co tam z geografii? Gdy Kapsztad powiedział o kartkówce z południowoamerykańskich stolic, don Madonna wstał i wyszedł, ponieważ przekonany był, że na kuli ziemskiej, znajduje się jeden ląd zwany Pangeą. Wychodząc z izby lekceważąco stwierdził, że za jego czasów edukacja nie była taka głupia. Chcąc nie chcąc w jego głowie znów pojawiła się seria przypuszczeń gdzie jest jego córka i jakie zadanie zakodował sobie w głowie de Rutko.



Po przejściu 57 kilometrów zakochana para, straciła już podeszwy w butach i mówiąc kolokwialnie nogi skróciły im się o długość stóp do kolan. Cała droga na ekskluzywny dansing przebiegała przez plażę na której nie wiedzieć czemu dało się posłyszeć małpie pomruki i sowie pohukiwania. Kinszasa przytomnie stwierdziła, że po piasku o wiele łatwiej iść na bosaka. No ale w końcu po kilkunastu dniach udało im się dotrzeć do dyskoteki "Ryba Pariba Dolce Wita". Co wydarzy się w dyskotece? Czy para w ogóle da radę się na niej poruszać? Czy Jajo Kapsztad obliczy rachunki? I wreszcie czy de Rutko odzyska przytomność i w końcu znajdzie swój cel? Na te pytania, odpowiedzi wszyscy poznamy w kolejnej części albo jeszcze kolejnej, albo... tego na tą chwilę nie wie nikt ;)

Dwayne&Hudson

3 komentarze: