Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 30 stycznia 2013

Pedagogicznie o znaczkach [Co w filmie piszczy]

Dzisiejszy pomysł na temat tekstu narodził się przez przypadek. Otóż jeden z nas oglądał niedawno w telewizji "Liberatora" - słynny film ze Steven Seagalem. Pomyślicie pewnie, że chcemy przybliżać Wam ten film. Otóż nie. Nie będzie to również temat o marynarce wojennej oraz występujących w jej szeregach kucharzach zabójcach. Będzie to natomiast krótka rozprawa na temat zaskakujących wręcz dla nas oznaczeniach wiekowych w rogu naszych telewizorów.

Oglądając "Liberatora" rzuciło się w oczy ograniczenie wiekowe od 12 lat. Teraz pytanie czy film w którym, wyszarpywana jest krtań, wydłubawane jest oko może być prezentowane tak młodym widzom. Umówmy się, my widzieliśmy takie filmy nawet będąc młodszymi ale pamiętamy dokładnie, że występowały przy nich "czerwone" znaczki, adekwatne do treści. A dzisiaj? "Liberator" dostaje 12+ i co jest chyba jeszcze ciekawsze, takie samo oznaczenie otrzymują "Szklane Pułapki". Może te filmy faktycznie nie wpłyną jakoś na psychikę młodych ludzi, bo tak jak wcześniej wspomnieliśmy, sami oglądaliśmy bardziej brutalne filmy w takim wieku a jesteśmy...w miarę normalni ;) Ale tego typu zjawisko jest ciekawym wyjściem do dyskusji jak mocno zmienia się polityka tych stacji aby zwiększać jeszcze bardziej oglądalność oraz jeszcze szerszy problem, czyli coraz młodsi widzowie dostają coraz większe przyzwolenia do oglądania niedopowiednich dla nich treści. Z pewnością wynika to z rozrośnięcia się na przestrzeni lat internetu, który takie treści najmłodszym funduje bez ograniczeń. Co prawda na niektórych stronach występują informacje, że strona jest dla osób pełnoletnich ale nie ma co się oszukiwać, wystarczy jedno kliknięci i każdy robi się "pełnoletni".


Należałoby się zastanowić, czy taki trend o którym mówimy, będzie jeszcze mocniej ewoluował. Czyli np. filmy z serii "Piła" będą najpierw od 16 lat (jeżeli już nie są!) a kilka lat później dołączą do "Szklanej Pułapki" i "Liberatora" czyli zostaną opatrzone żółtą "12". A jeszcze później, włodarze stacji sypną zieloną buźkę jako film "familijny". Można się oczywiście mocno uśmiechnąć na takie prognozy ale wierzcie nam, 10 czy 12 lat temu do głowy by nam nie przyszło, że te filmy dostaną takie ograniczenie wiekowe w tv. Zatem uśmiechając się, pamiętajmy zarazem, że "niemożliwe nie istnieje"... ;)

Na pewno dzieci które obejrzały film z "czerwonym znaczkiem" nie odniosą żadnych zmian psychicznych, bo   to jest uzależnione tylko i wyłącznie od sposobu wychowywania. Takie zjawiska w telewizji czy internecie, można odczytać jako, mówiąc górnolotnie, ostrzeżenia dla świata, że coś chyba jednak idzie w nie najlepszym kierunku. Fajnie, że stacje więcej sobie zarobią ale chyba nie tędy droga. Dzieciństwo jest jedno i starajmy się zadbać aby takim właśnie było a nie wprowadzajmy dzieciaków w dorosły świat zbyt wcześnie. Kiedy rodzic widzi czerwony znaczek, sam decyduje czy pokazać transmisję dziecku. Kiedy widzi znaczek "12+" a sam nie widział filmy, godzi się na towarzystwo dzieciaka a w trakcie okazuje się, że na pewno nie życzył sobie aby jego podopieczny obserwował przestrzeliwanie ciał i wbijanie noży w głowy. Niby szczegół a jakże ważny!

P.S: Jeżeli małe dzieci będą oglądać filmy z czerwonym znaczkiem, to skończą tak jak my i zostanę blogerami. To Wasza decyzja, rodzice czy chcecie robić z nich naszych kolegów i koleżanki po fachu ;)

P.S 2: Nieco moralizatorski i pedagogiczny ton posta wynika z autentycznego zbulwersowania faktem dostrzeżonym na seansie "Liberatora".

Dwayne & Hudson

piątek, 25 stycznia 2013

Promienie namiętności - część czwarta [Z Pełnym Jajem]



"Ryba Pariba Dolce Wita", ekskluzywny lokal taneczno, muzyczno, alkoholowy, bił drewnianym neonem na jakieś 30 cm. w dal. Zakochańce Armando Zorro De La Vega i Miranda Esmeralda Kinszasa dostrzegli ten napis zemdleli z wycieńczenia. Huk uderzających ciał o beton był tak donośny, że gdyby nie muza puszczona na fula z pewnością ktoś by to usłyszał i się zainteresował. Niestety "Ryba Pariba" była pogrążona jedynie w tanach i śpiewach koncertowo klubowych. Szczęśliwie dla zakochanej pary, lokal opuścił pies w celu sikania. Za cel wybrał sobie dwa leżące ciała. Dzięki ciepłej cieczy, która spłynęła po twarzy Zorra, ten ocknął się i przypomniał po co tu przybyli. Odpędzając niesfornego psiaka zbudził ukochaną siarczystą flugą, poprzedzoną kopniakiem w dupę. Pomyślicie, że straszny łobuz z Zorra, ale jak winić człowieka, który kieruje się wytycznymi w głowie "na konie działało". W końcu udało im się wejść do lokalu...

W Akakuppo w drzwiach lepianki zamieszkiwanej przez uciekinierów podnosił się ze strasznym bólem głowy El Maria Desperados De Rutko - najlepszy łowca ludzi w obu Amerykach i środkowej też. Opierając się o drąga z którym niezmiennie podróżował, wstał i znowu upadł. Z powodu porządnego trzaśnięcia się w łeb zapomniał kim jest i dlaczego jest taki paskudny. Patrząc w lustro ogarniając swoje rysy miał ochotę na nich usiąść. Kiedy zorientował się, że nie należy do minimalnego odsetku populacji, która umie usiąść na twarzy dupą zaprzestał prób. Była to jedyna pewna rzecz jaką wiedział. Zaczął myśleć po co on jest w tym domu i przyszło mu do głowy, że jest tu chyba cieciem. Na drąga zamontował szmatę i począł myć na mokro okna. Dziwiło go trochę czemu w domu stoi jeszcze koń, ale uznał, że widocznie to taki wystrój wnętrza. Na sugestie sprzątania, która pojawiła we łbie, mógł wpłynąć totalny syf w całym domu i ogólny nieład. Jak skończyć myć okno to umył parapet i zaczął gotować obiad. Jak gotował to umył podłogę, a potem złapał płyn do mycia naczyń i wyprał nim pościel. Nie zastając w dalszym ciągu nikogo w domu postanowił, że wypierze skarpetki i pójdzie spać na konia.



Na dansingu, pojawiły się pierwsze problemy. Bramkarz nie chciał wpuścić Zorra gdyż wystawały mu z kieszeni kawałki łajna, nie miał wieczorowego obuwia i według ochroniarza nie umył zębów. Kinszasa walczyła o wstęp dla kochanka całą sobą, gdy wróciła po 15 minutach w towarzystwie bramkarza Armando dostał przyzwolenie na zabawę. A w klubie zabawa była ogromna. Na parkiecie o wymiarach 3 metry na 2 metry bawiło się przynajmniej 50 osób. Nie przeszkadzało im to, że taniec ogranicza się do poruszania małymi palcami u stóp. Wodzirej puszczając coraz szybszą muzykę, któą doskonale było słychać na zewnątrz, czego nie można było powiedzieć o "wewnątrz", ciepło zachęcał gości "bawić się kurwa albo won". Przy tak sympatycznym choć zdecydowanym nakazie Armando powiedział do Kinszasy idę się narąbać a ty rób co chcesz. Kinszasa powiedziała:
- to miał być nasz romantyczny wieczór
- dobra tam, no przecież jest. Chodź ze mną. Odparł De La Vega.
W celu przeciśnięcia się przez parkiet Zorro przytomnie zasadził kopa osobie najbliżej krawędzi co dało swobodne przejście na całej długości dansingu. Droga do baru stała już otworem. Gdy tam dotarli spojrzeli w menu a tam na dziesięcio stronnicowym drinko spisie widniało piwo "z pampy" oraz kilka drinków: "Pariba Drink", "Ryba Delux" i "Dolce Płacisz procenty tracisz". Do zjedzenia był jakże wytrawny chudy śledzik. Kinszasa zażyczyła sobie dwa deluxy i danie dnia albo dyskoteki. Armando zagłuszając muzykę szepnął:
-Najmocniejsze co macie i ile macie.
Zabawa trwa...

W Las Rias De Las Janeiras wyjątkowo znów wzeszło słońce. Mieszkańcy szykowali się do pracy, szkoły lub do uprawiania leserstwa. Don Madonna ojciec Kinszasy porzucił zarobki we firmie i od rana do nocy czekał na wieści od tropiciela De Rutki. Pozostając bezrobotnym, zdziadział i zachęcił do pracy żonnę Mariannę Hosannę. Żonna nie chciała i nie umiała pracować więc wszyscy siedzieli na dupie i nic nie robili. Skłaniało ich to do rozmowy na temat losów córki. Zaczynał zawsze Don.
- Wysłałem tego brudasa Desperadosa żeby mi odnalazł córkę, a on od dwóch miesięcy nawet do mnie nie zadzwonił i jedyny kontakt mam z jego automatyczną sekretarką, która mówi, że "nie ma takiego numeru". Co więcej zapłaciłem mu nie wiem ile, ale na pewno wszystko co miałem na koncie i widziałem, że zanim ten debil wyjechał z miasta to całą kasę wysłał do Izraela i do Moskwy.
- Czemu się dziwisz? Uwierzyłeś jakiemuś bezdomnemu, że zna świetnego tropiciela a jak na moje oko to ten tropiciel w dupie był i gówno widział. Pewnie to jego koleżka z pod budki z piwem i się tytułuje jako łowca ludzi. Zwykły dziad śmierdzący - powiedziała Hosanna
- Ojcze i matko w razie co powiesi się tego brudasa razem z jego koniem - inteligentnie wtrącił Jajo Kapsztad.
Don Madonna zripostował:
- Głupi jesteś jak ten grzejnik, ale teraz masz rację. Moja krew. Po prostu wyelyminujemy dziada i sami znajdziemy Kinszasę. Ale ty na pewno nie siedzisz w mapie i nie liczysz kilometrów. Ale powiedz mi synu jak tam w szkole?
- Dobrze nie jest. Oni się wszyscy na mnie uwzięli, każą mu liczyć do 100 i umieć jakąś tabliczkę mnożenia, a jak powiedziałem nauczycielowi, żeby turlał dropsa to wysłał mnie do kąta założył ośle uszy i kazał muczeć. Długo tak nie wytrzymałem, więc mu najebałem. Raczej do szkoły już nie wrócę. To nie dla mnie. Ale nie martw się teraz będę miał więcej czasu i mogę się zająć poszukiwaniami mojej siostry i tego gównozmiota ze stajni.



Dyskoteka dobiegała już końca. Wodzirej leżał już nieprzytomny za stanowiskiem muzycznym, barman pił razem z Armando kolejne trunki, a Kinszasa płaciła za każdego drinka u bramkarzy na zapleczu. Parkiet nie pękał już w szwach ponieważ 3/4 tańczących zemdlało w wyniku ścisku podwyższając samymi sobą poziom parkietu tanecznego. Gdy Kinszasa wróciła po raz kolejny z zaplecza, zastała De La Vegę przewieszonego przez bar i kompletnie nieprzytomnego. Impreza właśnie się skończyła co obwieściły Zmotoryzowane Obwody Milicji Obywatelskiej aresztujący bramkarzy za jawny handel specyfikami narkotycznymi z UFO na czele. Kinszasa wzięła Zorra na bary i rozpoczęła drogę krzyżową do domu. ponad 50 kilometrów było przed nią. Po 30 dniach wędrówki Miranda dotarła do swych progów i od razu jej podejrzenie zbudził względnie czysty stan podwórka, nagle uchyliły się drzwi wejściowe i stanął w nich De Rutko dostrzegawszy Mirandę początkowo przyjazny wzrok zmienił się w szaleńcze wiercenie oczami. Konfrontacja była nieunikniona...

Dwayne&Hudson

wtorek, 22 stycznia 2013

Django, czyli western, ale nie do końca :) [Z Pełnym Filmem]


Dwayne: Cześć Hudson J

Hudson: Cześć J

Dwayne: Będzie trochę śmiechu, ponieważ jak sam się orientujesz zastosujemy dziś nową formę – nagrania dialogu polegającym jak się domyślacie na autentycznym rozmawianiu, co jest czymś innym od tego co umieszczaliśmy na blogu przy wcześniejszych tekstach – dialogach J Nasz pierwszy temat to „Django”. Chciałbym żebyśmy porozmawiali na temat naszych odczuć na temat tego filmu właśnie i być może jego szansach Oscarowych. Ponadto czy Tarantino się sprawdził, czy film nas przede wszystkim nie zawiódł, czy zaskoczył. Także… proszę, mów :D 

Hudson:  Okej :D Jeżeli już jesteśmy prze debiutach to warto też wspomnieć, że jest to podwójny debiut na naszym blogu pod względem tego, że pierwszy raz opisujemy  western oraz tego, że chyba pierwszy raz bierzemy się za kino Quentina Tarantino, prawda?

Dwayne: Wydaje mi się, że tak. Jeżeli nie pisaliśmy o „Pulp Fiction” ani o „Bękartach..” to raczej będzie to pierwszy film J

Hudson: Zobaczymy jak to nam teraz wyjdzie. Hmm, film jest tak naprawdę gruby, trzeba przyznać , że Tarantino w najwyższej formie…

Dwayne:Dlaczego?

Hudson: …dlaczego… Cóż, jest brutalnie…

Dwayne:  Noo jest :D

Hudson: Są świetne dialogi jak to u Tarantino bywa, aktorsko jak zwykle na najwyższym poziomie. W ogóle… Kto występuje w tym filmie, prawda? Jest taka plejada, że to się może chyba już każdemu podobać. Kto nie zna takich gwiazd jak Samuel L. Jackson czy Leonardo Di Caprio?

Dwayne: Dokładnie. Tylko tak, do obsady może zaraz przejdę ale wspomniałeś o dialogach i tutaj zatrzymałbym się przez chwilkę i z Tobą troszeczkę podyskutował. Oczywiście zgadzam się, że dialogi są bardzo dobre  i film się również przez to ogląda z wielkim zainteresowaniem . Aczkolwiek ja miałem odczucie, podkreślam, że nie negatywne żeby mnie nie zlinczowano :D Odczucie pt. że w tym filmie jest jakby mniej gier słownych, utarczek słownych, mniej tego takiego… jakby to ująć… takiej maestrii dialogu, jak to u Tarantino.

Hudson: Tarantinowskiego stylu, tak?



Dwayne: Takiego może natłoku tego stylu… Tak jak było w „Pulp Fiction”, tak jak mieliśmy nawet w „Bękartach…” w niektórych scenach dialogowych. Tutaj z tego typu scen chyba najbardziej utkwił mi mocno humorystyczny dialog apropos worów na głowie :D Tam zdecydowanie jest multum tego Tarantino . Ale w całym filmie nie ma po prostu tego aż tyle. Jednak z drugiej strony , powiem, że nie jest to jakby wymagane bo  sam film w sobie jest na tyle świetnie zbudowany, że nie wymaga, odnosząc do „Pulp Fiction”- pieprzenia o majonezie i „Royalu z serem”.

Hudson: Znaczy tak, moim zdaniem to co zrobił Tarantino w „Pulp Fiction” jest już chyba nie do przeskoczenia, to był majstersztyk i tego nie pobije już chyba nawet on sam. To było jedno i jedyne J

Dwayne: No tak, ciekawy wniosek. Ja też się z tym zgodzę.
Hudson: A co do „Django”. Tutaj dialogów faktycznie nie ma aż tyle takich kultowych. No wspomniane przez Ciebie „wory”, ja bym dorzucił jeszcze rozmowę w tej willi czy tam w tym… jak to nazwać?

Dwayne: W „Candylandzie”?

Hudson: O właśnie! Di Caprio przy stole – dyskusja też dosyć ciekawa. I do tego jeszcze bym dorzucił dialogi które wykonuje Waltz przy swojej „robocie”, że tak powiem J

Dwayne: Oj tak, tak, tak J

Hudson: To są takie rozmowy które mi najbardziej utkwiły tutaj z „Django”…

Dwayne: …i faktycznie trzymają ten styl Quentina.

Hudson: Fakt. Jakoś tam Tarantino troszeczkę się zmienia, troszeczkę więcej akcji wprowadza do swoich filmów,nie?

Dwayne: Tak. I już w „Bękartach” było jej nawet sporo powiedziałbym. No i tutaj taka scena strzelaniny zahaczająca trochę o fetyszyzm krwi chyba (śmiech). Bo to co się dzieje w willi, to ja się czegoś takiego nie spodziewałem. Dla mnie scena… no genialna no.

Hudson: Tam to już nie tyle Tarantino, co Rodriguezem trochę śmierdziało. Taka sieka, że… (śmiech).

Dwayne: Praktycznie każdy strzał z broni odhaczony na ciele każdego, nieważne czy żywego czy martwego (śmiech).

Hudson: Bez pustych przelotów, tak zwanych J Rozwałka na całego. Ale to dobrze, o to też chodzi w filmach Tarantino między innymi. Ma być brutalnie, krwiście i tak było.

Dwayne: I specyficznie. I tak naprawdę było. Wspominałeś o aktorstwie, może byśmy się faktycznie zatrzymali bo… no jest grubo.

Hudson: Oj tak, tak.

Dwayne: Di Caprio kapitalny.



Hudson: Tak. Może dodajmy, że trzyma poziom już od pewnego momentu i jest już teraz jednym z moich ulubionych aktorów. Ostatnio nawet się pojawiła informacja o tym, że on tam chce sobie zrobić dłuższą przerwę. Trochę smutna wiadomość...

Dwayne: Miejmy nadzieję, że to jakieś plotki. Bo akurat jak zaczął grać to chce kończyć, tak? (Śmiech)

Hudson: Wiesz no niby przerwa. Miejmy nadzieję, że to nie będzie przerwa ostateczna.

Dwayne: Pewnie, że tak. Waltz – druga nominacja do Oscara pod skrzydłami Quentina.

Hudson: Druga zasłużona.

Dwayne: No oczywiście. Właśnie to chciałem powiedzieć. Znowu super charakterystyczna rola. Ja powiem krótko, Waltz jest po prostu genialny.

Hudson: Znaczy tak, rola jest niby podobna do tej z „Bękartów Wojny”, ale jednak zupełnie inna nie? Też jest taka trochę zwariowana, trochę można nawet powiedzieć, że debili styczna J, lecz tutaj jest bardziej pozytywny. W „Bękartach” to była postać typowego „Bad assa”, czarnego charakteru. W „Django” jest coś innego, ale jednak w tym fajnym stylu, który zapoczątkował wcześniej wymieniony film.

Dwayne: Tak, no właśnie wspomniałeś o tym, co ja również chciałem dodać, że podstawową różnicą między postaciami Landy i Schultza jest motywacja: tam był to bohater negatywny, tutaj jednak jest bohaterem pozytywnym.

Hudson: Wiadomo jaką ma rolę, wiadomo kim on jest w filmie, ale wiadomo również kogo eliminuje.

Dwayne: Dokładnie J. I skoro już jesteśmy przy aktorstwie to Jamiego zostawił bym na koniec, a wcześniej wspomniałbym o dla mnie wielkim powrocie Samuela L. Jacksona.

Hudson: Można powiedzieć, że wielki powrót, Samuela na duże ekrany.

Dwayne: Znaczy się on grywał w „Avengers” czy „Iron manie” grał tego całego Nicka Fury’ego...

Hudson: Ale nie były to aż tak charakterystyczne role.

Dwayne: To prawda, to nie taki Jackson jakiego ja lubię, a tutaj jeszcze dodatkowy aspekt, czyli charakteryzacja na takiego dziada J. Co ciekawe czarnego rasistowskiego dziada. Kapitalnie to wyszło chłopakom.

Hudson: Taki lizus jeszcze do tego, można wręcz powiedzieć, że włazidup J

Dwayne: Taki kawał dziada po prostu, tak bym go streścił. Świetna rola, świetny powrót, duża niespodzianka i dużą frajdę sprawiało patrzenie na niego. No i może teraz Jamie Foxx, paradoksalnie: postać główna, a zrobiła na mnie najmniejsze wrażenie, z tym że nie jest w tym przypadku dla mnie synonimem małego, bo Jamie zawsze był spoko i taki również jest dla mnie w tym filmie.

Hudson: No tak, bez jakiś większych rewelacji, bez jakiejś super charakterystycznej roli, ale trzymał poziom i to jest najważniejsze...



Dwayne: Dobrze szczelałJ

Hudson: Szczelał kapitalnie, ale w tym miejscu trzeba powiedzieć, że miał wielką konkurencję w tej produkcji, w postaci tych aktorów, którymi zachwycaliśmy się wcześniej. Ciężko takie role przebić.

Dwayne: Przede wszystkim charakter jego postaci nie pozwalał na jakieś wybitne szarżowanie, bo jego postać co by nie mówić była zbudowana sztampowo. Nie jest to oczywiście zarzut, ale przy postaci Di Caprio, Jacksona czy Waltza można było szarżować, a Jamie był taki ikoniczny.

Hudson: Można stwierdzić, że był takim świetnym dodatkiem do wyżej wymienionej trójki. J

Dwayne: To prawda, można użyć takiego stwierdzenia. No i jeszcze sama forma tego filmu, ja odebrałem go z jednej strony jako taki typowy western pod względem osi fabularnej, czyli jest sobie bohater, na początku jest nietajnie, potem trzeba się zmierzyć z tymi przeciwnościami, a na końcu jest tak jak ma być, nie chcę spolerować, aczkolwiek jeżeli mowa o klasycznym westernie to z całym szacunkiem czytelnicy, ale każdy wie o co chodzi tak jak mi tam podpowiedziałeś, a z drugiej strony jest Tarrantinowski pierwiastek i to dodaje mocną nutę pastiszu.

Hudson: Trudno się tutaj nie zgodzić. Ja jako osoba, która za westernami delikatnie mówiąc nie przepada i jakiegoś wielkiego pojęcia na ich temat nie mam, ale no cóż, występuje tutaj facet, który można powiedzieć, że jest takim mścicielem i to jest bardzo charakterystyczne jeżeli chodzi o ten gatunek. Skracając jest to western ze sporą dawką jak Ty to świetnie ująłeś pastiszu. Quentin po prostu po raz kolejny się pobawił. Zrobił kolejny gatunek filmu w swoim stylu i wszystko jest na swoim miejscu. Ekstra teraz tylko pytanie co on zrobi dalej. Był już film wojenny, był gangsterski, teraz mamy western to co kolejne? Może Science – fiction? J

Dwayne: Nie wiem, nie wiem, ale w sumie jestem o niego spokojny bo za co by się nie wziął to wychodzi z tego przynajmniej rewelacja. Wyjątkiem tutaj jest „Kill Bill”, którego zupełnie nie lubię, zupełnie mi nie pot rzedł i prawie, że film do jaja J

Hudson: Tak ja się tutaj zgodzę, że „Kill Bill” to jest to może nie tyle produkcja nieudana co po prostu nie jest w moim stylu. On jest dobry, ale taki klimat trzeba lubić.

Dwayne: Jakieś takie połączenie, zresztą nie ważne bo będziemy teraz dyskutować nie o tym filmie o którym ma być ten tekst.

Hudson: Skończę ten wątek krótko, po prostu nie nasza bajka J.

Dwayne: Wracając do „Django”. Tak polecę teraz schematem z naszych typowo piśmienniczych artykułów. Strona techniczna i na początek muzyka, dla mnie ponownie rewelacja, świetne wpadające w ucho nuty, no i bardzo przypadła mi do gustu piosenka tytułowa, początkowa o Django.J

Hudson: W tym obrazie muzyka to jest naprawdę bardzo wysoka półka. Bardzo fajnie się jej słucha. Jeżeli by nie było „Skyfalla” i piosenki Adele to myślę, że „Django” ma ją najlepszą. Ale „Skyfall” jest i tytułowy utwór „Django” może zająć co najwyżej drugie miejsceJ. Fajnie wpadające w ucho, trochę westernowe, ale nie do końca.

Dwayne: No tak jak cały film, trochę western ale nie do końca J
Hudson: Tyle o muzyce możemy powiedzieć. Jeżeli jesteśmy już przy stronie technicznej no to co w sumie zdjęcia, które zrobiły na mnie niezłe wrażenie...

Dwayne: Na mnie nawet bardzo duże.

Hudson: Bardzo fajnie ten westernowy światek był pokazany. Wszystkie charakterystyczne elementy z tego gatunku były świetnie pokazane.

Dwayne: I jeszcze bardzo dobra realizacja scen akcji. Krew taka jak trzebaJ, strzały słyszalne tak jak mają być słyszalne i strzelanie bicza też porządneJ.

Hudson: Z tym biczem to brzmi jakbyśmy w trochę inny gatunek uderzaliJ

Dwayne: Każdy zobaczy to oceni czy to ten gatunek, czy to ta niszówkaJ

Hudson: Może następny projekt Tarrantino będzie w tym gatunku (śmiech)

Dwayne: Tarrantino w porno, no ciekawe by to było aczkolwiek chyba jednak nie J

Hudson: On jako jedyny jest do tego zdolny.

Dwayne: Tak, ale w tym wypadku film musiałby mieć kategorię RR, albo nawet i Z J. No i teraz już taki ostatni aspekt, wspominałem o tym na początku czyli Oscarówka. Widzieliśmy już kilka tytułów nominowanych i na razie chyba według mnie „Django” albo „Lincoln”. Podsumujmy co widzieliśmy: „Operację Argo”, „Poradnik pozytywnego myślenia” i ja widziałem „Lincolna”. Na ten moment dla mnie albo „Lincoln” albo „Django”. Ten pierwszy chyba bardziej Oscarowy, ale „Django”... Już sam nie wiem na ten moment albo to albo to. :)

Hudson: Ja powiem tak, ja bardzo bym chciał, żeby „Django” dostał Oscara bo to faktycznie jest świetny film, ale obawiam się, że akademia kolejnego projektu Quentina nie doceni. Oni jakoś tak Tarrantino omijają szerokim łukiem i nawet jak była nominacja dla „Bękartów wojny” za scenariusz oryginalny, to dostał go wtedy bodajże „Hurt Locker”.

Dwayne: Chyba tak i chyba nas to wtedy nawet mocno śmieszyło.

Hudson: No tak, bo zbyt oryginalny to on niestety nie był. „Django” ma nominację i do najlepszego filmu i do scenariusza oryginalnego. Na ten moment to w obu kategoriach jest najlepszy. Myślę jednak, że akademia będzie innego zdania. To będzie nasz faworyt, a Quentin ponownie zostanie z niczym J



Dwayne: Niech już chociaż ten „Skyfall” dostanie za piosenkę i za zdjęcia, to już będzie całkiem nieźle J

Hudson: Jeżeli już jesteśmy przy temacie Oscarów, to pytanie czy Waltz go dostanie za rolę drugoplanową?

Dwayne: Też ciekawa kwestia, w sumie tak jak mówiliśmy, podobna rola jak w „Bękartach” tam dostał Oscara i tutaj moim zdaniem nie dostanie, dlatego, że akademia moim zdaniem doceniła genialną, kolejną rolę nominacją, ale głównej nagrody nie będzie, dlatego, że rola jest zbudowana podobnie. Tamta była stosunkowo niedawno, no i chyba trzeci najważniejszy czynnik czyli konkurencja jest niesamowita.

Hudson: Oj tak. Takiej konkurencji dawno nie pamiętam. Nie wiem czy w ogóle czy kiedykolwiek taka była. Mamy Waltza, DeNiro, Tommy Lee Jonesa, Arkina i jeszcze na dodatek Seymour – Hoffmana...

Dwayne: Którego roli jeszcze nie widzieliśmy, ale on słabych ról nie ma, więc zapewne też bardzo mocno się będzie liczył. Kto jednak w tej kategorii Oscara dostanie to będzie dobrze.

Hudson: Wiadomo, tutaj każdy aktor jest świetny. I mimo to, że filmu z Seymour Hoffmanem jeszcze nie widzieliśmy to możemy w ciemno stwierdzić, że na pewno zagrał tam świetnie.

Dwayne: I tyle. Myślę że trzeba przejść do podsumowania i kiedy nadrobimy już kolejne oscarowe propozycje to może wtedy nawet zdecydujemy się na dialog w takiej formie. Jeżeli się oczywiście wam czytelnikom spodoba, taka troszeczkę szalona wersja naszej dyskusji. Już teraz wiem, że będzie się to różnić od poprzednich dialogów.

Hudson: Zdecydowanie się będzie różnić. Przełożenie nagrania na ten wirtualny papier to jest jednak trochę inne niż pisanie dialogu tak z głowy. Zobaczymy w ogóle jak to wyjdzie jak już się znajdzie na papierze, ale może być ciekawie. Kolejny pomysł, kolejne nasze wariackie posunięcie. Może niedługo przejdziemy do formuły audio bloga? Kto wie. J

Dwayne: Tak, a potem wskoczymy na miejsce Wojewódzkiego do telewizjiJ. No dobra w takim razie podsumowując: „Django” dla mnie arcydzieło, dla Ciebie Hudson?

Hudson: Dla mnie może nie arcydzieło, ale dużo mu do tego miana nie brakuje. Na razie jest mocna rewelacja.

Dwayne: Na pewno polecamy gorąco. Jeżeli lubicie Tarrantino to na pewno się nie zawiedziecie. A o Oscarach tak jak mówiłem, możliwe, że powrócimy w tego typu dialogu.

Hudson: Dokładnie tak. Tarantino wrócił, po kilku latach. Nie wrócił z filmowego dna, bo on zawsze kręci na wysokim poziomie. Robi sobie filmy co jakiś czas, ale robi je genialne. No i co, oglądajcie, sami się przekonajcie czy kolejna produkcja tego reżysera jest tak samo dobra jak poprzednie.

Dwayne: I napiszcie proszę w komentarzach, czy lepiej wam się czyta dialogi nagrywane przeniesione na wirtualny papier, czy dialogi pisane bez nagrywania. W takim razie dzięki za rozmowę.

Hudson: Również Ci dziękuję.

Dwayne & Hudson

środa, 16 stycznia 2013

Podziemne rozwiązywanie problemów [Z Pełnym Filmem]



Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z filmami Davida Finchera, wiedziałem, że będzie to jeden z moich ulubionych reżyserów. Moja historia z jego filmami rozpoczęła się od obejrzenia trzeciej części "Obcego". W tym przypadku może i nie zrobił tak świetnego filmu jak jego poprzednicy czyli James Cameron i Ridley Scott, ale poziom tego dzieła był bardzo wysoki. Przejdźmy może jednak do tych produkcji, dzięki którym Fincher zyskał najwięcej w moich oczach. Mam tutaj oczywiście na myśli "Siedem", "Grę" i to czym zajmę się dzisiaj czyli "Podziemny Krąg".

Film ten opowiada o młodym mężczyźnie, który nie może do końca poradzić sobie ze swoim życiem. Postanawia zacząć uczestniczyć w spotkaniach terapeutycznych osób, które są ciężko chore. Obcowanie z tymi ludźmi pozwala naszemu bezimiennemu bohaterowi trochę inaczej spojrzeć na swoje życie i dzięki temu trochę go to uspokaja. Jednak największym przełomem w jego historii jest spotkanie Tylera Durdena, z którym postanawia otworzyć klub walki, dla osób z problemami. Ma to im pomóc przez chwilę zapomnieć o normalnym życiu i wejść w świat, gdzie mogą się po prostu polać po ryjach. ;) Oprócz walk, które toczą między sobą, dostają różne zadania, do wykonania. Jak się później okaże wszystkie te działania będą początkiem do pewnego nie do końca zgodnego z prawem planu.



Jeżeli miałbym określić całą fabułę tego filmu to powiedziałbym po prostu, że jest ona świetna i niebywale zaskakująca. Mamy w tym obrazie kapitalny zwrot akcji i jak dla mnie fenomenalne, zaskakujące zakończenie. Całość jest pokazana w ciemnym, ponurym, psychodelicznym i brutalnym klimacie, co w tym przypadku sprawdza się fenomenalnie. Do tego wszystkiego w tle przygrywa świetna idealnie pasująca do takiego filmu muzyka. Jeżeli jestem już przy stronie technicznej to na spory plus zasługują zdjęcia. Mi pod względem technicznym najbardziej w pamięci utkwiła ostatnia scena, której niestety nie mogę zdradzić bez spojlerowania. Powiem tylko tak, naprawdę warto było czekać do takiej końcówki.

Ta produkcja nie byłaby tak dobra, gdyby nie znakomita obsada aktorska. Rola pierwszoplanowa przypadła Edwardowi Nortonowi. Nie ukrywam, że bardzo lubię tego aktora i muszę przyznać, że w tym filmie sprawdził się bardzo dobrze, jednak najlepszy na ekranie nie był. Pierwsze miejsce w tej kategorii należy się Bradowi Pittowi, który w tym filmie przeszedł samego siebie. Musiałbym się mocno zastanowić, czy w jakimś filmie zagrał lepszą rolę, trzeba przyznać, że dosyć sporo ich miał, ale na pewno w "Podziemnym kręgu" stworzył kreację, bardzo charakterystyczną i myślę, że każdy fan kina, Tylera Durdena doskonale zapamiętał ;). Warto również wspomnieć o Helenie Bonham Carter, która pisząc krótko zagrała na swoim wysokim poziomie, a w dodatku dla wielu zapewne była świetnym elementem estetycznym.;)


Podsumowując całą recenzję "Podziemnego Kręgu" powiem krótko, jeżeli kocha się filmy, to ten ewidentnie trzeba zobaczyć. Tak jak pisałem wyżej to oryginalna, brutalna historia młodego trochę zagubionego człowieka, który wszelkimi sposobami próbuje zmienić swoje życie. Jeżeli jesteście fanami Davida Finchera, a jakimś sposobem nie widzieliście tego obrazu to szybko to nadrabiajcie. Jeżeli ktoś w ogóle tego pana nie zna to "Podziemny Krąg", albo dwa filmy, które wymieniłem we wstępie będą idealne aby się z jego twórczością zapoznać. No i jeszcze ostatnie jeżeli ;). Jeżeli nie jesteście fanami filmów, ale lubicie czytać książki to polecam wam przeczytać książkę Chucka Palahniuka o tym samym tytule. Ja mimo to, że w moim serduchu zawsze na pierwszym miejscu będą filmy, muszę przyznać, że ta pozycja podobała mi się nawet bardziej niż sam film. ;)

Hudson

Banalny oryginał [ Z pełnym filmem ]


Dziś postanowiłem zabrać Was, drogich czytelników, troszkę w przeszłość. Mianowicie w czasy w których Cameron kręcił jeszcze filmy wielkie a Arnold Schwarzenegger był na szczycie i w takowych filmach, oczywiście w ramach gatunku, brał udział. Był to czas pomiędzy drugą częścią "Terminatora" a "Titaniciem", odnosząc go do Camerona. Nie jest to jego najlepszy film ale naprawdę wyjątkowo udany. Niby nic nie wnosi do kinematografii a jednak jest klasykiem. A odnosząc czas do Arniego? W moim odczuciu, to jest ostatni jego wielki hit. Przed Wami moje spojrzenie na "Prawdziwe Kłamstwa".

Pewnie nie wszyscy wiedzą, że jest to niejako remake francuskiego "La Totale!". Nie wiem czy pierwowzór był lepszy ale...No dobra, w ciemno stawiam, że był gorszy. Taki to już ze mnie delikatny ignorant :) Ale oddać muszę uczciwie, że gdyby nie francuska produkcja, Cameron pewnie by "Prawdziwych Kłamstw" nie nakręcił. Za to więc francuzom należy się wdzięczność. Ale przejdźmy do rzeczy. Spróbujmy sklasyfikować film Kanadyjczyka gatunkowo. Najłatwiej powiedzieć, że to komedia sensacyjna. Ale znajdzie się tam też szczypta filmu obyczajowego. Taki delikatny misz-masz, z idealnie zmieszanymi akcentami. Fabularnie jest tyleż banalnie co jednak interesująco. Agent specjalny ukrywa przed żoną fakt, że jest agentem specjalnym. Jak na ironię, żonie marzy się życie wybiegające poza standard w którym tkwi dzięki zręcznemu oszukiwaniu przez męża. Z biegiem czasu fabuła nieco się komplikuje i zmierza do wybuchowego finału. Niby nic odkrywczego to nie jest, ale dzięki balansowaniu twórcy pomiędzy kinem akcji pełną gębą a naprawdę śmieszną komedią, ma to swoją wartość.


W wysokiej jakości przedsięwzięcia bardzo pomagają aktorzy. Arni jak to Arni. Tu da po pysku, tu rzuci żartem, tam rzuci granatem. Po prostu uosabia tutaj wszystkie cechy za które uwielbiają go miliony. Partnerująca mu Jamie Lee Curtis chyba jednak kradnie film dla siebie. Jest świetna. Zabawna, poruszająca oraz zmysłowa. Tak, mam na myśli kultowy striptiz ;) Powiedziałem, że chyba kradnie film bo jest tu jeszcze jeden złodziej uwagi. Bil Paxton. Zawsze miał komediowy potencjał ale tu przechodzi sam siebie. Każdą scenę z jego udziałem mogę określić tak - beka! Podobne zadanie powierzono Tomowi Arnoldowi, który kreuję postać pomagiera Arnolda w akcji. Jest on autentycznie zabawny i też winduje film w górę. Czyli ocena obsady aktorskiej ogarnięta. No może jeszcze dorzucę info dla koneserów, że w jednej małej roli występuje Charlton Heston - gość od Benów Hurów i różnych małpów ;)

Czas na jedną z najmocniejszych stron filmu. Tak, drodzy czytelnicy - dorwałem się do strony technicznej! Co tu rozprawiać tak po prawdzie? Jest idealna. Wyłączając może muzykę, bo choć dość charakterystyczna i przyjemna, nie ma startu do zdjęć i efektów specjalnych. Te elementy robią ogromne wrażenie ale pamiętajmy kto reżyseruje. Oglądając scenę akcji na moście z udziałem furgonów i myśliwców za każdym razem mam wypieki. Ostrzał rakietowy jest cudownie nakręcony. Cameron wie jak pokazywać akcję. Oj wie. Poza tym "Prawdziwe Kłamstwa" są jednym z najlepiej udźwiękowionych filmów jakie dane mi było widzieć. Każdy strzał z pistoletu, karabinu czy spadającego ze schodów UZI jest samą przyjemnością dla uszu. Po prostu każdy akt akcji w tym filmie jest dopieszczony. Dorzucając bogactwo lokacji, możemy zyskać skalę wrażenia jakie te akty robią.


James Cameron zrobił jeszcze jedna ciekawą rzecz. Nakręcił swego rodzaju pastisz, ale na tyle delikatnie akcentowany i w pozytywnym sensie przytłaczany rozmachem, że za jednym zamachem dostajemy właśnie pastisz jak i pełnoprawne kino akcji. Natomiast tworząc wspomniany wyżej misz-masz gatunkowy, jeszcze mocniej dowartościował film. Uwielbiam go z dwóch powodów. Bo jest zajebisty i stanowi dla mnie wartość sentymentalną. VHS, dziecięce lata itp. Biorąc z jednej strony obecną twórczość tego wspaniałego niegdyś reżysera a z drugiej beztroskie dzieciństwo i łącząc to w jedno zjawisko, dochodzę do wniosku, że pewne rzeczy nigdy nie wrócą. Banalne? Takie jak fabuła filmu. A jednak jest on klasykiem, a tego typu wspomnienia naszego życia, można uznać za klasykę naszego życia ;)

Dwayne     

niedziela, 13 stycznia 2013

2013 - Odyseja Filmowa [ Co w filmie piszczy ]


Pod koniec roku opisywaliśmy, to co nas zachwyciło w kinie. Na początku tego roku, porozprawiamy o tym, co dopiero może nas zachwycić. Jest kilka gorących premier, zarówno interesujących nowości jak i ciekawie zapowiadających się powrotów. Czy ten rok będzie tak udany jak zeszły? Mamy ogromną nadzieję a podstawa takiego zjawiska, jest bardzo mocna. Zaczynajmy!

Dwayne: Na pewno zgodzisz się ze mną, że obaj mamy wielkie oczekiwania. Może nie do wszystkich tytułów mających się pojawić i może nie w aż tak dużej liczbie, jak w roku poprzednim, ale jest kilka perełek, od których oczekujemy najwyższej klasy rozrywki. Żeby od razu nie sypać tytułami i nie zabierać Ci możliwości pochwalenia się swoimi, zapytam: czy po prostu mam rację Hudson? ;)

Hudson: Rok 2012 postawił bardzo wysoką poprzeczkę odnośnie filmów. Tytuł które się pojawiały, były dla mnie ciekawe i praktycznie większość głośnych premier, chciałem obejrzeć w kinie. Gdy przeglądałem to co ma się wydarzyć w 2013, na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech gdyż takich premier pojawia się równie dużo.


Dwayne: Ja jak mówiłem, aż takiej liczby jak w ubiegłym roku nie stwierdzam ale, z pewnością mało tego nie będzie. I skoro jestem już przy głosie to delikatnie zacznę swoje typowania czy jak to inaczej nazwać. Moim absolutnym numerem jeden w kategorii "must see" jest piąta odsłona "Szklanej Pułapki". Czekam na ten film już od momentu ogłoszenia zamiaru rozpoczęcia prac nad nim. Kilka dni temu, pojawiła się fantastyczna informacja, że owy film dostał kategorię "R" - czyli mówiąc po polsku, będzie filmem dla dorosłych, tak jak 3 pierwsze części. Każdy z nas wie, że tego bardzo brakowało części czwartej, która była dobrym filmem ale zatraciła dla mnie charakter serii. Liczę po prostu na bardzo ale to bardzo udaną "Pułapkę". Idącym tym tropem, czyli zdaję się ponownej mody na ostre kino sensacyjne, zapytam Cię, czy czasem nie pojawi się więcej premier tego typu. Arnold, Sylvester...Coś świta? ;)

Hudson: Świta, świta i to bardzo! Już niedługo w naszych kinach powinien pojawić się film o pięknej polskiej nazwie czyli "Likwidator" :) Tytuł polski, może nie jest najlepszy ale zwiastun pokazuje, że szykuje się już taki pełnoprawny powrót Schwarzeneggera na ekrany. Jest tam brutalnie, trochę zabawnie i w naszym ukochanym starym stylu.Jeżeli chodzi o filmy z tym naszym Stallonem tym, to pojawić ma się "Bullet to the head", lecz nie wiadomo jeszcze czy będziemy mogli go obejrzeć w naszych kinach. Ciągle mam nadzieję, że jednak dystrybutorzy zdecydują się wyświetlić tą produkcję, bo jak pokazali "Niezniszczalni", na tym gatunku można naprawdę nieźle zarobić. Co do "Szklanej Pułapki", to również bardzo cieszy mnie fakt, że będzie on z kategorią "R". John McClane wróci już tak naprawdę.


Dwayne: Oj tak, to co powiedziałeś ostatniego, jest bardzo krzepiące i trafne w kontekście poprzedniej części. Skoro jesteśmy jeszcze przy temacie "Die Hardowym", to wspomnę, że bodajże w marcu, w Stanach ma premierę taki tytuł "Olympus Has Fallen". Przez twórców reklamowany jako "Szklana Pułapka" w białym domu. Takie stwierdzenie, plus Gerard Butler w roli głównej od razu mnie kupują w ciemno. Także  też na to czekam. Wracając do tych dwóch filmów z pozostałymi dwoma legendami, zgodzę się, że polski tytuł "The Last Stand", czyli "Likwidator" jest mistrzostwem tłumaczenia. Po prostu cudowny pomysł. Fajnie, że był "TerminaTOR" i "PredaTOR"...ale pytam się retorycznie, po chuj jeszcze "LikwidaTOR"? Całe szczęście, że sam obraz zapowiada się miodnie. Podobnie jak "Bullet to the head", przy którym znów wypada wspomnieć o Polsce i pochwalić aktualne stanowisko dystrybucji czyli "nie będziemy puszczać" :) Taki to już kraj. Dawaj kolejne bomby premierowe! ;)

Hudson: To może zaczniemy od tego co już niebawem w naszych kinach. Mianowicie, jest to kolejny film Quentina Tarantino czyli, "Django". Zobaczymy, czy Tarantino jest nadal w świetnej formie i czy jego najnowszy obraz przebije "Bękarty Wojny". Kolejnymi premierami na które na pewno czekam to "Lincoln" i mam nadzieję wielki powrót Spielberga do najwyższej formy, oraz "Poradnik pozytywnego myślenia" w którym podobno do swojej najwyższej formy powrócił Robert De Niro. Zobaczymy już niebawem na ile jest prawdą ale może być bardzo duża, gdyż dostał nominację do Oscara.


Dwayne: "Django", "Django"..."Lincoln", "Lincoln"... Mogę zapewnić, że już niedługo pojawi się recenzja nowego filmu Quentina. A co do "Lincolna", to takiego zapewnienia dać nie mogę ;)  Wspominając w ogóle Spielberga i De Niro, otworzyłeś mi bardziej oczy na wielkie powroty. Faktycznie, nie tylko kontynuacje serii wzbudzają pod tym względem emocje. A co powiesz na temat kolejne "Iron Mana"?

Hudson: Jak doskonale wiesz, wielkim fanem komiksowych bohaterów nie jestem. Aczkolwiek na "Iron Mana" trochę czekam.

Dwayne: Ale tak troszeczkę, czy tak bardziej jednak trochę? ;)

Hudson: Bardziej trochę, tak se czekam :) Przede wszystkim interesuje mnie jak ponownie zaprezentuje się Downey Jr. Trzeba przyznać, że jest to najjaśniejszy punkt tej serii i mam nadzieję, że jego poczucie humoru będzie nadal na bardzo wysokim poziomie. Ciekawy jestem również jak spisze Ben Kingsley w roli czarnego charakteru, typu "Mandaryn".

Dwayne: Fakt, czarny charakter typu "Mandaryn" a może i nawet "Czarniawy Mandaryn", wzbudza moje zainteresowanie. O grę Downey Jr. jestem spokojny. Ponadto pewnie tona efektów specjalnych i garść akcji "wysokich lotów". Fajnie, że reżyseruje Shane Black gdyż to właśnie ten pan napisał scenariusz "Zabójczej Broni". O humor zatem też możemy być spokojni. Przychodzą Ci na myśl inne blockbustery?

Hudson: Mhm. Jeżeli już jesteśmy w tematach humorystycznych to warto wspomnieć, że w tym roku pojawi się kolejna część "Kac Vegas". Na pewno doskonale pamiętasz ile śmiechu, dały nam dwie poprzednie części i myślę, że zwariowana wataha ponownie rozbawi nas do łez, swoimi zwariowanymi, skacowanymi historiami. To na co bardzo czekam to również premiera drugiej części "Hobbita". Tak jak niedawno pisaliśmy - wielkie pozytywne zaskoczenie, po części pierwszej i nadzieje na to, że druga przyniesie jeszcze większą dawkę epickości. To co jeszcze mi przychodzi do głowy to "Man Of Steel" który może okazać się kolejną niespodzianką aczkolwiek podchodzę do niego ze sporym dystansem bo Superman nigdy nie był moim ulubionym superbohaterem.  Plusem tego filmu może być to, że jego producentem jest Christopher Nolan a reżyseruje go Zack Snyder.


Dwayne: Umówmy się - facet w rajtuzach nie jest moim ideałem superbohatera. Po prostu trzeba sobie powiedzieć jasno, wygląda jak debil a motyw zakładania okularów i zmiany fryza jako lek na pozostanie incognito jest...śmiesznawy. Ale z drugiej strony, facet co to chodzi jak nietoperz i ma na głowie rogi, też nie napawa na wejściu jakimś optymizmem. Wiemy jednak, jak to się skończyło gdy wziął się za to Nolan. Mam wielką nadzieję, że i tym razem efekt będzie przynajmniej podobny. Za Snyderem za to przemawia stworzenia tak genialnego filmu jak "Watchmen". Efektowność Snydera i klimat Nolana? To może być z kolei największe pozytywne zaskoczenie 2013 roku. "Hobbit" też oczywiście jest przeze mnie wyczekiwany a co do "Kac Vegas". Niemniej od samej treści intryguje mnie pomysł naszych tłumaczy. Akcja rozgrywać się będzie w Meksyku. Więc może "Kac Vegas w Bangkoku przeniosene do skacowanego Meksyku w skacowanej Tijuanie". Groteska? Poczytajcie sobie "Kac Vegas w Bangkoku" z 10 razy i uwierzcie, że powyższy debilizm ma naprawdę, o zgrozo, duże szanse :) Przypomniały mi się 2 filmy ze znienawidzonym powszechnie, Tomem Cruisem. Ja akurat jako aktora, bardzo wysoko go cenię. Pierwszy film to "Jack Reacher" a drugi, bardzo smakowicie zapowiadający się "Oblivion". Skoro wspomniałem "Obliviona" to muszę nawiązać do drugiego, nic nie mówiącego tytułu "Elysium" z Mattem Damonem. Bardzo ciekawa premiera gdyż, twórca tego obrazu, stworzył już intrygujący "Dystrykt 9".

Hudson: Nie będę się już rozgadywał o premierach które wspomniałeś, za to dorzucę nowe.

Dwayne: Strzelaj.

Hudson: Dobra, to strzelam. Na początku bardzo gangstersko strzelę. "Gangster squad". I tutaj pytanie, czy będzie to film przynajmniej tak dobry jak "Gangster". A może będzie aż tak dobry jak "Kasyno" czy "Chłopcy z Ferajny".

Dwayne: A może będzie przynajmniej tak dobry jak "Droga do zatracenia"? Żeśmy się rozstrzelali. Twoja seria! ;)

Hudson: No może może :) I co tu dużo gadać, będziemy musieli niestety poczekać do lutego i wtedy wszystko się wyjaśni. Jeżeli jesteśmy przy tych wielkich strzelaninach, to warto napomnknąć o dwóch produkcjach z Vinem Dieselem, trzecia część "Riddicka" oraz szósta "Szybkości i wściekłości". Ja osobiście bardziej czekam na "szybkość" ale Riddicka na pewno też zobaczę.

Dwayne: Ja natomiast bardziej czekam na tą "wściekłość" tą, gdyż w ostatniej było jej więcej niż "szybkości" i to wyszło produkcji na dobre. A "Riddick"? No czekam też, czekam.. Coś pominęliśmy? Ach, może jeszcze "The Tomb", czyli wspólny projekt tego Schwarzeneggera tego i tego naszego Stallone'a tego. Szykuje się grube kino więzienne.

Hudson: Zapytałeś się czy coś pominęliśmy. Zapewne jeszcze sporo ciekawych filmów pojawi się w tym roku, ale niestety nie sposób wszystko zapamiętać. To co pominęliśmy a będzie dobre, zapewne pojawi się już w formie recenzji. I to by było na tyle, nie wiem jak Ty, ale ja więcej do powiedzenia nic już nie mam :)

Dwayne: Apropos premier, ja już też zamilknę ale jeszcze ostatnia sprawa. Chciałbym na łamach internetu prosić swoją dziewczynę o wybaczenie, gdyż w Walentynki mam zamiar zabrać ją na super walentynkowy film czyli "Szklaną Pułapkę". Dziękuje, dobranoc ;)

Dwayne & Hudson

wtorek, 8 stycznia 2013

Hobbit, czyli denna książka, a genialny film [Z Pełnym Filmem]


Po wielu miesiącach oczekiwań na ekrany kin wszedł "Hobbit". Co prawda amerykańska premiera odbyła się prawie 2 miesiące temu, ale polska stosunkowo niedawno. Wspominaliśmy o "Hobbicie" w naszym podsumowaniu 2012 roku i to wspomnienie oddawało nasze odczucia nie będące hurra optymistycznymi. Tak po prawdzie nie mieliśmy zbyt dużej ochoty tego filmu oglądać. Jednak przemogliśmy się i obejrzeliśmy pozorną porażkę - adaptację 300 stronicowej nudnawej książki.

Hudson: Co tu dużo gadać obejrzeliśmy film, co do którego nasze obawy były ogromne. Książka tak jak wspomnieliśmy we wstępie była po prostu kiepska. Ciągle zastanawialiśmy się czy Peter Jackson jest w stanie nakręcić udany film. Po seansie muszę przyznać, że szczęka mi opadła. To co zobaczyłem na ekranie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Było epicko, pięknie i tak jak w słynnej trylogii działo się sporo. Pierwsza część "Hobbita" spokojnie wprowadza widza w całą fabułę. Już nie mogę się doczekać tego co będzie działo się w częściach kolejnych. Jeżeli Jackson zrobi zabieg podobny do tego z "Władcy Pierścieni" to szykuje się niezła rozwałka.

Dwayne: Wspomniałeś o obawach. Odnosząc to do siebie muszę te obawy wziąć w cudzysłów. Nie mogę powiedzieć, że drżałem o ten film z jednego prostego powodu, nie jestem fanem fantasy, Tolkiena czy jakimś wybitnym uwielbieńcem  dla Jacksona. Jak już wspominałem w ostatnim naszym dialogu, "Władca Pierścieni" jest dla mnie jednak fenomenem i wspaniałym przedsięwzięciem, ale reszta dzieł Tolkiena? Książka "Hobbit" nie zrobiła na mnie największego wrażenia, raczej mnie nudziła, więc szaleństwem z mojej strony byłoby wielkie oczekiwanie na film. Jednak gdy dowiedziałem się o planach realizacji zaciekawiłem się, myślałem sobie, jeden film może i wyjdzie ale potem okazało się, że będą dwa. Byłem w wielkim szoku skąd taki pomysł, gdy się z niego nieco otrząsnąłem zostałem storpedowany newsem o planach części trzech. Pamiętam nasze pokpiewajki i podśmiechujki o tym, że w pierwszej części będą iść, w drugiej będą trolle a w trzeciej będzie smok i będą wracać. Jednak opinie o pierwszej części nastroiły mnie pozytywniej i rozbudziły autentyczną ciekawość. A kiedy obejrzałem nowy film Jacksona to byłem w jeszcze większym szoku niż po newsie o trzech częściach. Tym razem pozytywnym...


Hudson: Faktycznie, żartów na temat "Hobbita" przed premierą było z naszej strony dosyć sporo. A to po co oni idą, a to ile będą szli, a to jak będą wyglądać sceny walk, bo z książki za dużo ich nie pamiętaliśmy. Oczywiście pamiętaliśmy dosyć dokładnie ostateczną bitwę. Dobra ale skończmy już gadać o tym jakie nastroje mieliśmy przed obejrzeniem i przejdźmy do tego co nas tak urzekło w tym filmie. Po pierwsze, myślę, że bardzo ważne w tej produkcji to strona techniczna. Tutaj nasze obawy nigdy nie były zbyt duże. Jasne było to, że twórcy zrobią świat albo tak samo dobry jak w trylogii albo jeszcze lepszy. "Hobbit" jest po prostu piękny. Zdjęcia są powalające, efekty specjalne zrobione jeszcze lepiej niż  we Władcy. Do dzisiaj pamiętam niesamowitą scenę walki Gigantów skalnych. Czegoś takiego jeszcze w filmach nie widziałem. Do tych wszystkich cudownych obrazków dochodzi genialna muzyka. Tutaj mamy do czynienia zarówno z kawałkami znanymi z trylogii jak i kilku nowych utworów. Wszystkie świetnie podkreślają klimat tego dzieła, a może nawet i arcydzieła. Nie przeszkadzały mi nawet krasnoludzkie pieśni, z których również wcześniej mocno się śmiałem. Teraz już wiem, że pasują one idealnie.

Dwayne: Hahahaha. Faktycznie z pieśni krasnoludzkich była dobra beka, ale większa byłą ze spuszczania się na forach, jakie to przezajebiste i w ogóle genialne, że krasnoludy tak przezajebiście, genialnie śpiewają. Oddam jednak teraz przynajmniej część honoru autorom tych słów, bo faktycznie pasują świetnie i dają klimat. Zanim rozpocznę nowy wątek przyklasnę Ci za świetną ocenę oprawy audio wizualnej. Istotnie, miażdży ona łeb. Zdaje się, że największe wrażenie pod tym kątem, zrobiła na nas ta sama scena -  walka Gigantów. Brak słów, coś wspaniałego. Tyle o warstwie technicznej. Chciałbym zwrócić uwagę na to co zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie, uwzględniając genezę naszego mylnego jak się okazuje szyderstw. Jackson świetnie poprowadził tą część. W skrócie: zachował to co najlepsze i dodał masę interesujących wątków czym rozciągnął długość filmu i umiejętnie podsycił napięcie przed premierą kolejnych części. Rozmawialiśmy o tym, że "Drużyna Pierścienia" była swoistym wstępem do prawdziwej epickości w postaci "Dwóch Wież" i "Powrotu Króla" i Nowozelandczyk chyba znów idzie tym tropem. Jestem bardzo ciekawy co powiesz na temat zarówno obsady jak i postaci. O to też były obawy. Nieśmiało wtrącę jeszcze, że z dwójki Hobbicich postaci Frodo - Bilbo, daję głos na Bilba. Zatem?

Hudson: W tym wypadku się z Tobą oczywiście zgadzam. Bilbo to postać o wiele bardziej wyrazista. Możliwe, że nasz wybór na tą postać spowodowany jest tym, że oboje za Elijaha Woodem po prostu nie przepadamy. Martin Freeman idealnie zastąpił, główną jak to nazwałeś Hobbicią postać i wkupił się w nasze łaski. Co do reszty obsady to może zacznę od tych, których na ekranie już widzieliśmy. Ian McKellen, Hugo Weaving, Christopher Lee i Cate Blanchett spisali się wyśmienicie. Co prawda oprócz McKellena reszta to tylko postacie drugoplanowe to i tak sceny z ich udziałem były bardzo ciekawe. Największą niespodzianką była dla mnie rola Richarda Armitage'a, który wcielił się w Thorina Dębową Tarczę. Dla mnie z całej obsady to on był najbardziej wyrazisty i jest to na razie moja ulubiona postać z Hobbita.

Dwayne: Pozostaje mi się z Tobą po prostu zgodzić, bo i na mnie największe wrażenie zrobił Thorin. Mogę dopowiedzieć, że jeszcze większe wrażenie zrobiły na mnie wszystkie krasnoludy. Już tłumaczę dlaczego. Za tą rasą Śródziemia jakoś nie przepadałem. Gimli we "Władcy" był nie w moim guście filmowym a i cała reszta krasnali to po prostu jakieś takie kurduple:) A tutaj? Bardzo fajna charakteryzacja, zróżnicowanie charakterów kompanii jak i ogólne wrażenie jak najbardziej pozytywne. Bałem się, że owe kurduplasy nie podźwigną brzemia zróżnicowanej przecież drużyny z "Władcy Pierścienia", a tu psikus! Nie wiem co jeszcze mogę dodać na temat filmu chyba tylko to, ze czekam niecierpliwie na wydanie blu ray i wrzucenie płyty na moje nowe kino domowe;)


Hudson: Ja również, czekam na wydanie DVD "Hobbita". Już nie mogę się doczekać, gdy ponownie zobaczę ten zajebisty film. Dobrze, że do premiery tej części na DVD czy Blu Ray'u jest jeszcze trochę czasu, bo będzie można przypomnieć sobie tą produkcję bliżej premiery kolejnej części. No cóż powiedzieliśmy co wiedzieliśmy o "Hobbicie" i wypadałoby jakoś ładnie to podsumować. Nieprawdaż?

Dwayne: Ok. Więc powiem tak. Na zakończenie roku największe zaskoczenie roku.

Hudson: I tutaj faktycznie nie trzeba już nic więcej dodawać ;)

Dwayne & Hudson

sobota, 5 stycznia 2013

"Młodzi Wilcy" - recenzja półtorej filmu [ Z Pełnym Jajem ]



Wreszcie! Doszliśmy do siebie po noworocznych harcach na tyle skutecznie, że można wrócić do pisania tekstów. Żeby było przyjemnie w Nowym Roku, zaczniemy sobie od robienia jaj, chociaż film z którym się teraz zmierzymy - specjalnie tego nie wymaga. On sam w sobie jest JAJEM :D Czym się owy tytuł wyróżnia? Niczym! Oczywiście niczym pozytywnym, może poza piosenką Varius Manx. Oprócz tego wyróźnia się tytułem najgorszego filmu sensacyjnego lat 90'. Ponadto najgorszą rolą pierwszoplanową męską. Zastanwiamy się i dochodzimy do konkluzji, że wszystkie role były najgorsze ale jeszcze gorszy był dubbing pod samych siebie. Wyjaśniając - aktorzy se zagrali a potem se pogadali. Przejdźmy już do właściwego tekstu, gdyż jeszcze kilka zdań w tym wstępie i byśmy musieli kończyć. Jazdę z "Młodymi Wilcami", zarówno z pierwszą całą częścią jak i drugą typu - połowa. Do rozkminenia ciężkie ale tak to chłopaki nakręcili i nazwali ;)

Na początku był chaos. Potem, po napisaniu scenariusza chaos przybrał na sile.Największą moc, owy chaos osiągnął po premierze filmu. "Młode Wilki" są dla nas filmem zupełnie złym i totalnie do dupy wyprodukowanym. Kuleje wszystko. Aktorstwo, dialogi, scenariusz, reżyseria, sceny akcji, montaż dźwięku czyli najgorszy dubbing wszechczasów. Trzeba to jakoś teraz poogarniać. Zaczniemy od...aktorstwa.
Pierwsze skrzypce gra Jarosław Jakimowicz. Może on był sobie przystojny ale nie potrafimy tego ocenić, ze względu na normalne preferencje seksualistyczne :D Możemy za to ocenić poziom gry, który puka w ochronny płaszcz Ziemi od strony jej jądra. Mniej więcej tak dobrą rolę zagrał ówczesny celebryta, kiedyś - aktor. Słysząc kultowy dla nas tekst "Ty Skurwysynu Ty!", leżymy na podłodze i zastanawiamy się o co tak naprawdę chodziło. Wiadome jest to, że potem Cichy/Cichocki/Cichowski/Cichecki a przede wszystkim aktor Jarek zapala gazetę bądź szmatę i robi zadymę, jarając przy tym szluga a'la McClane :D Normalnie Hollywoooood! Inne dobre role zagrali Piotr Szwedes typu Gabriel / Złotopolski, Poldek Misiak jako normalny gangster, Kordek jako Casanova i Deląg jako Biedrona. Perełką jest też rola Czarnego, którego gra zagramaniczny aktor Alex Murphy, który z kinem akcji ma wspólnego tyle co imię nazwisko pokrywające się z postacią Robocopa. Dodajmy, że jest dubbingowany chyba 10-krotnie, ponieważ jego dialogi są mniej więcej tak nie-sztuczne. Jedynym plusem byłby Jan Nowicki ale jego również zdubbingowano samym sobą.
W drugiej części  "Gabriela" typu "Złotopolskiego" zastępuje debiutant ostateczny - Krzysztof Antkowiak i z jego roli pamiętamy, że jeździł na motorze. Jest jeszcze Anna Mucha ale plusów za dużo nie ma, gdyż preferuje tutaj jeszcze małe dekolty. Tyle o aktorstwie...


Fajne są scenariusze. Nic nie zapamiętaliśmy poza tym, że chłopaki jeździli na niemiecką granicę i Cichy pruł Mercedesem po autostradzie. A potem pruł Fordem typu - Busem i była policyjna mafia. Natomiast w drugiej części pruł Cichy sobie - Jeepem. I zjeżdżał po schodach. Generalnie za dużo zajmujących momentów nie ma w żadnej z dwóch bądź półtorej(?) części... "Młodzi Wilcy" nie rekompensują podstawowych braków scenami akcji. Jest parę strzelanin, parę pościgów ale są tak żałosne, że "Gumisie" miały lepsze pościgi po lesie a Smerfy bardziej dramatyczne sceny dramatyczne. A i Gargamel był bardziej action hero aniżeli Cichy, Czarny czy inny tam brudas...
Strona techniczna. Imponująco spierdolony dźwięk przez co cierpi całe dzieło. Zupełnie nie zrozumiały przez nas dubbing, bo po co podkładać głos w filmie nie animowanym. Jeśli już twórca decyduje się na dogranie dialogów, niech to zrobi przynajmniej chujowo, a nie tak tragicznie jak w "Wilcach". W niektórych momentach aktorzy byli słabo zsynchronizowani z dźwiękiem. Taki efekt mniej więcej występuje na źle nagranym piracko filmie. Tutaj, chłopaki tak zmontowali w postprodukcji... Zdjęcia w filmie są całkiem niezłe, bo kręcone przynajmniej kamerami filmowymi. Ale drodzy czytelnicy - nie jest to IMAX. 48 klatek, również próżno szukać, chyba, że na podglądowym przewijaniu na kasecie Video.

Nie polecamy "Młodych Wilków" nikomu, kto chce obejrzeć dobry film sensacyjny. Jeśli macie ochotę na komedię, to polecamy bardzo gorąco. Film wsławia się żałosnymi decyzjami obsadowymi, fatalną stroną techniczną, nudną fabułą i postaciami które nie przewyższają nawet postaci z kreskówek pod względem emocjonalny. Jest po prostu źle. A nawet bardzo źle. Nie...Jest wyjątkowo źle. Jeśli chcecie to oglądać, to wyłączcie obraz i posłuchajcie "Pocałuj Noc", bo to jedyny element związany z filmem który dostarcza rozrywki takiej, jaką sobie jej twórcy założyli.

Dwayne & Hudson