Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Przełomowa "Operacja" na naszym blogu [ Z Pełnym Filmem ]


Zapewne zauważyliście wielką zmianę graficzną bloga. Ten post jest debiutantem jeśli chodzi o nową szatę. Pewnie myślicie, że zrobimy dzisiaj wielkie podsumowanie tego co się działo na wczorajszych Oscarach. Otóż, nie będzie tego gdyż tego typu podsumowań można znaleźć wiele na tego typu blogach i portalach w internecie. Jeżeli chcielibyście poznać nasze zdanie na temat Oscarów, to znaleźć je można w poprzednich recenzjach Oscarowych produkcji. Zajmiemy się, największym wygranym tej gali, czyli "Operacją Argo". Mieliśmy świetne przeczucie aby poczekać z recenzją tego filmu. Dzięki temu, debiutancki post będzie zawsze skojarzony z produkcją która wywalczyła najważniejszą nagrodę świata filmu.

Całą klasę tego filmu tworzy jego fabuła. Zapewne wiele osób nie kojarzy tej historii, gdyż była ona mocno utajniona przez rząd USA. Decydując się na obejrzenie "Argo" zapoznajemy się z jedną najbardziej interesujących akcji wywiadowczych w historii USA, a pewnie i całego świata. Należy dodać, że ta historia jest tu trochę zmieniona, gdyż jak można się domyślać, władze nie dadzą do wiadomości całości przebiegu tej super tajnej akcji. Wierzcie nam jednak, że na podstawie tego, co zostało udostępnione, powstał świetny, emocjonujący i trzymający w napięciu film. Streszczając fabułę. Opowiada ona o ratowaniu kilku pracowników ambasady amerykańskiej w Iranie. Po zamieszkach kilku pracowników, uciekając z gmachu, znalazło schronienie w domu kanadyjskiego ambasadora. Ze Stanów wysłany został agent CIA, który pod przykrywką tworzenia filmu science-fiction, miał wyprowadzić ambasadorów z Iranu. Ogląda się to naprawdę świetnie. Jest tak dzięki świetnemu stopniowaniu napięcia przez reżysera. Ponadto, bardzo fajnie jest rekonstruowana cała ta misterna intryga. Za potwierdzenie naszych słów niech świadczy Oscar za najlepszy scenariusz adaptowany.


"Operacja Argo" nie byłaby tak świetnym filmem, gdyby nie występowali w niej tak dobrzy aktorzy. Główną rolę, gra znienawidzony w wielu kręgach Ben Aflleck, uważany po prostu za drewno. My się z tym nie zgadzamy, lubimy Bena, a w tym filmie tylko potwierdza swoją świetną dyspozycję. Najlepsi jednak są aktorzy drugoplanowi. John Goodman i nominowany za tą rolę do Oscara, Alan Arkin. Jako goście z "Hollywood", pomagający w całej tej przykrywce, są bardzo naturalni i na swój sposób intrygujący. Ciekawa kwestia dotyczy, wyboru aktorów do ról ambasadorów. Może nie zapadają w pamięć aż tak bardzo jak powyższe postaci, ale ich charakteryzacja była tak znakomita, że przypominali oni prawie w 100% swoich rzeczywistych odpowiedników, co możemy dostrzec podczas napisów końcowych.

Czas na warstwę techniczną. Film posiada ładne zdjęcia, fajnie oddające końcówkę lat 70-tych zarówno w Stanach, jak i na Bliskim Wschodzie. Całość jest świetnie zmontowana, co również doceniła Akademia, przyznając "Argo" Oscara w tej kategorii. Muzyka. Może nie słabszy element filmu, ale raczej nieodczuwalny i tym samym, nie wyróżniający się. Skoro już mówimy o braku wyróżnień, to szczerze ubolewamy, że "Argo" nie posiada wyraźnego "elementu estetycznego"- wiecie o czym mowa ;)


Swoim najnowszym filmem, Ben Aflleck, potwierdził, że jest świetnym reżyserem i wspaniale potrafi opowiadać historię. Zarówno "Gdzie jesteś Amando?", jak i "Miasto Złodziei" to filmy nietuzinkowe i doprawdy świetne. Taka sama jest "Operacja Argo". Angażuje widza, pokazuje ciekawą historię i jest to po prostu film który ewidentnie zasługuje na miano najlepszego w danym roku. Co prawda my liczyliśmy na podobnego gatunkowo "Wroga Numer Jeden", do którego recenzji zapraszamy, ale wybór "Argo" zdecydowanie nie godzi w nasz gust. Wręcz przeciwnie, gratulację dla całej ekipy!

P.S: Podsumowanie Oscarów w pigułce. No fajne były! :)

Dwayne & Hudson

poniedziałek, 18 lutego 2013

10 pytań na pół do Andrzeja Tucholskiego [ 10 na pół czyli i filmach i o jajach ]




Andrzej Tucholski jest autorem jednego z najciekawszych blogów w Polsce. Zajmuję się szeroko rozumianą "kulturą". W swoich tekstach traktuje o wielu interesujących rzeczach. Naturalnie każda z nich to jakiś odłam  "kultury". W pierwszej chwili, można byłoby pomyśleć, że gość co to się zajmuje kulturą to jakiś nudnawy fanatyk. W żadnym razie! Sam Andrzej daje jasno do zrozumienia, czytelnikom, że czas wolny najbardziej lubi spędzać z przyjaciółmi. Jego dostęp do sfery którą opisuje nazywa mobilną. Ma to źródło w jego częstych podróżach komunikacją miejską. I tam oddaje się czytaniu książek, czy słuchaniu muzyki. Później w sposób niezwykle przyjemny dla oka i duszy opisuje co mu w niej zagra :)
Bardzo dobrą rekomendacją dla niego jest umieszczenie go w dwudziestce najbardziej wpływowych blogerów w Polsce roku 2012.
Andrzej zgodził się odpowiedzieć na nasze 10 pytań i tym wziąć współtworzyć nasz nowy dział. Odpowiedzi są bardzo ciekawe. Takie jak...blog Andrzeja, na który serdecznie zapraszamy. "Kultura", tak często lekceważona w naszych czasach - wcale nie musi być nudna. Dowód w linku:


A teraz czas na na nasze pytania i odpowiedzi naszego gościa :

Ulubiony aktor i aktorka?

Generalnie to nie lubię pytań o ulubione cokolwiek, bo mi się to często zmienia( + zawsze jest więcej niż jeden). Ale jeśli miałbym się jednak skupić i coś wybrać to z aktorów wahałbym się pomiędzy Bradleyem Cooperem, Jamie Foxxem i Tomem Hanksem. Pierwszy zawsze gra pisarzy, drugi gra baddasów, trzeci jest najlepszy. 

Ulubiony film?

Mr. Nobody, The Social Network, Dziękujemy Za Palenie i Any Given Sunday. Każdy widziałem po trzy, pięć razy. Mr. Nobody podoba mi się "po prostu", pozostała trójka to świetne succes stories trudnych postaci w kręcących mnie tematykach :)

Ulubiony reżyser?

Fincher. Niedawno się okazało, że uwielbiam spokojnie 3/4 jego dorobku :)

Ulubiona scena filmowa?

Jestem pewien, że taką mam, ale za Chiny Ludowe nie umiem sobie przypomnieć, jaka to jest :) Na pewno na jakiejś hipotetycznej, ścisłej topliście miałbym też intro do Dziękujemy Za Palenie oraz ten moment w Any Given Sunday, gdy na tle Bill Whitersa, leci piłka przez boisko. 

Ulubiona postać?

Fabularna? Kurczę, to jest trudne pytanie. Jakoś tak się utożsamiam z Watsonem z Scherlocka BBC ( nie wiem czy seriale się liczą)  bo nie dość, że zawsze go ceniłem w opowiadaniach to jeszcze w nowym wcieleniu jest bloggerem :)

Największe jajo jakie widziałeś?

Ta komedia z Eddiem Murphy gdzie grał wszystkie role, a wszystkie role opierały się o pierdzenie dziadka. Sorry, nie zgoogluję tytułu. Jeszcze ktoś by wpadł na pomysł sprawdzenia, czy faktycznie jest tak słabo :)

Najbardziej żenująca postać filmowa?

Szefowie agencji z trylogii Bourne'a.

Czy jest coś, co w obecnym kinie wyjątkowo Cię drażni?

Dubbing animacji ( NAPRAWDĘ, da się chyba zrobić pojedynczy seans w tygodniu z napisami). Do 3D przywykłem, chociaż takiej "prawdziwej" trójwymiarowości jeszcze w zwykłym kinie nie uświadczyłem.

Czy drażni Cię coś podczas oglądania filmów w kinie albo w domu?

Ignorowanie filmu jest marne. Ale poza tym większość przypadłości (podjadanie, komentowanie, głośne reakcje). To raczej moje cechy, więc może się zamknę :)

Jaki gatunek filmowy lubisz najmniej? 

Horrory. Jak się bać to tylko przy książce :) 

sobota, 16 lutego 2013

Teoria spiskowa - wróg numer jeden [Z Pełnym Filmem]



W lutym na naszym blogu pojawiają się przede wszystkim propozycje filmowe, które są nominowane do Oscarów. Dziś czas na nie będziemy tego ukrywać naszego faworyta. W tym roku filmy stoją na naprawdę wysokim poziomie i takiego faworyta było nam ciężej niż zwykle wybrać. Decydujemy się na ten tytuł, gdyż obok fascynującej historii, którą napisało życie mamy do czynienia z perfekcyjnie zrealizowanym thrillerem sensacyjnym. Przed wami nasza opinia o "Wrogu numer jeden".

Wiele osób zarzuca tej produkcji wielką propagandowość. O czym mowa? Od czasów zamachów 11 września powstała bardzo mocno rozbudowana, poparta bardzo ciekawymi wnioskami teoria spiskowa. Głosi ona, że za zamachem stoi amerykański rząd. Jest to temat ogromnie ciekawy i wart obszernej dyskusji. Dlatego też nie będziemy wplatać tego wątku w dużej ilości do naszej recenzji filmu. Z jednej strony dlatego, że jest to temat na innego bloga, a z drugiej chcemy się skupić na wartości samego filmu, który oceniany jest przez wiele osób krzywdząco właśnie przez zwątpienie w winę Osamy Bin Ladena. Nie chcemy rozstrzygać kto ma rację i jak naprawdę było, bo tego się de facto rozstrzygnąć nie da. Da się natomiast docenić kunszt realizacji "Wroga numer jeden" bez względu na genezę wydarzeń.

Przejdźmy już do samej fabuły filmu. Nie ma tutaj niczego zaskakującego, gdyż każdy w mniejszym lub większym stopniu tą historię zna. Reżyserka pozwala nam jedynie albo aż zagłębić się w szczegóły największego polowania XXI wieku. I trzeba przyznać, że wyszło jej to kapitalnie. Każde sceny z pracy agentów CIA, są pokazane w sposób niezwykle wiarygodny. Nie ważne czy obserwujemy przesłuchanie w szopie na odludziu, czy ostrą wymianę zdań w sztabie głównym. Wszystko przykuwa uwagę i pozwala docenić ogrom pracy włożonej przez paradoksalnie nie najwyższe komórki CIA. Można nawet odnieść wrażenie, że wiele kluczowych aspektów polowania było torpedowanych przez tak zwaną "górę". Film wieńczy misternie przygotowana akcja szturmu na fortecę Osamy Bin Ladena. Nie ma tutaj typowej dla kina amerykańskiego widowiskowości. Jest za to zimny i surowy profesjonalizm Delty Force. Zaskoczyło nas to, że spodobał nam się taki sposób przedstawienia tej akcji, gdyż zwykle jesteśmy zwolennikami efektowności. W tym przypadku wielkie słowa uznania dla Kathryn Bigelow za ukazanie tej akcji w sposób niezwykle realistyczny. Ponadto nasz wielki podziw budzi to iż mimo, że doskonale znaliśmy koniec tej historii to jej końcowe i kluczowe fragmenty oglądaliśmy w wielkim napięciu.



Ta produkcja nie byłaby tak znakomita gdyby nie fantastycznie dobrana obsada aktorska. Na pierwszym planie możemy podziwiać, znakomitą Jessicę Chastain, która wcieliła się w upartą w dążeniu do celu, młodą agentkę CIA. Za tą rolę Jessica Chastain ma bardzo duże szanse na zdobycie Oscara w kategorii najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Jej postać bardzo ciekawie ewoluuje na przestrzeni lat. Początkowo jakby zagubiona i nie do końca pewna racji swojej funkcji, staję się twardą, zdeterminowaną maszyną szpiegowska, zaprogramowaną na jeden cel: znaleźć Osamę i zabić. Błyszczy również drugi plan z którego najbardziej podobali nam się Mark Strong - wyjątkowo z włosami ;) oraz Jason Clarke... również z włosami ;). A tak na poważnie, obaj mają przynajmniej po jednej scenie w której kradną dla siebie całą uwagę. O ile Clarke bryluje w scenach przesłuchań członków Al - Kaidy to drugi ma fantastyczny monolog na zebraniu grupy tropiącej Bin Ladena. Dalej pojawiają się np. Kyle Chandler czy James Gandolfini. Reasumując temat aktorstwa nie ma tutaj słabych punktów, stanowi ono o jednej z najważniejszych zalet tego filmu.

"Wróg numer jeden" zabiera nas w totalny klimat Bliskiego Wschodu, również za pomocą zdjęć. Bardzo fajną sprawą jest pokazanie dużej części ostatniej akcji z punktu widzenia żołnierzy wyposażonych w noktowizory. O ile w scenach statycznych czujemy gorący, bliskowschodni klimat to w scenach dynamicznych odczuwamy napięcie towarzyszące żołnierzom dzięki takiemu właśnie akcji - z pierwszej osoby. Muzyka bardzo dobrze współgra z tym co widzimy na ekranie, natomiast więcej należy napisać o dźwiękach. Nie sądziliśmy, że spodobają nam się wystrzały z broni wyposażonych w tłumiki. Ciężko to opisać słowami, ale dla nas efekt był kapitalny.



Reasumując, najnowszy film Kathryn Bigelow jest chyba jej najlepszym filmem i znacznie bardziej zasługuje na Oscara niż uhonorowany tą nagrodą Hurt Locker. Trochę ciężko nam przelać na słowo pisane główne pozytywne odczucie na temat "Wroga numer jeden", ale gdy w rozmowach między sobą używamy frazy "lubię takie filmy" od razu wiemy, że któryś z nas miał do czynienia z czymś naprawdę świetnym. O tym filmie z całą pewnością możemy powiedzieć " lubimy takie filmy".
Dwayne & Hudson

poniedziałek, 11 lutego 2013

10 pytań na pół do Roja [10 na pół czyli i o filmach i o jajach]



Patryk "Rojo" Rojewski, znany jest przede wszystkim z bardzo popularnego serwisu youtube. Każdy fan gier komputerowych powinien zajrzeć na jego kanał, ponieważ znaleźć tam można naprawdę świetne materiały. Tworzy je w sposób bardzo interesujący, ponieważ o grach potrafi opowiadać zarówno od strony socjologicznej i zamienia się wtedy w bardzo spokojnego profesora Rojewskiego, jak i w sposób zwariowany i wtedy na ekranie oglądamy osobę pozytywnie zakręconą, która potrafi rozbawić do łez. Na kanale Roja oprócz materiałów z gier komputerowych można również znaleźć filmiki o paintballu (jako pierwszy w Polsce stworzył internetowy program o tym sporcie), a także poradniki dla osób zainteresowanych rysowaniem. Jest również osobą, która bardzo mocno angażuje się w różne akcje charytatywne, co piątek w swoim programie "INFOrojki" zachęca do pomocy osobom niepełnosprawnym.
Jeżeli ktoś jeszcze Patryka "Roja" Rojewskiego nie zna to poniżej macie linka do jego kanału na youtubie. Przekonacie się, że jest to wielki pasjonat, który potrafi niesamowicie zainteresować swoją osobowością.

http://www.youtube.com/user/ROJOV13?feature=g-user-u


Przejdźmy do meritum tego działu. Oto odpowiedzi Roja na nasze 10 pytań o filmach i jajach:


Ulubiony aktor i aktorka?

Jest ich wielu. Trudno wymienić jakąś grupę reprezentacyjną. Śmietankę zasilają na pewno Mel Gibson, Tom Hardy, Tom Hanks, Robert de Niro i Jodie Foster.

Ulubiony film?

Forrest Gump

Ulubiony reżyser?

Quentin Tarantino, Steven Spielberg, Guy Ritchie

Ulubiona scena filmowa?

Miliony, jednak ta, która przyszła mi w tym momencie do głowy to ujawnienie systemów robienia w bambuko naczelnika więzienia przez głównego bohatera w filmie "Skazani na Shawshank".

Ulubiona postać?

Bronson w filmie "Bronson"

Największe jajo jakie widziałeś?

Nie pamiętam. Wypieram z łba gnioty filmowe.

Najbardziej żenująca postać filmowa?

Jak wyżej.

Czy jest coś co w obecnym kinie wyjątkowo Cię drażni?

Dubbing do nie-bajek i 3D, który często dodawany jest z dupy, jako bajer marketingowy. Rzadko, który film potrafi wykorzystać potencjał tej technologii. "Avatar" na razie zrobił to najlepiej.

Czy  drażni Cię coś podczas oglądania filmów w kinie albo w domu?

W kinie za długie reklamy wstępne, w domu często brak czasu na seans.

Jaki gatunek filmowy lubisz najmniej?

Musicale, kostiumowe

Dwayne & Hudson

niedziela, 10 lutego 2013

"Bitwa Pod Wiedniem" - czyli kompromisacja, wstyd i hańba. Tak zwane gówno. [Z Pełnym Jajem]


Jak by to zacząć? W tamtym roku najbardziej oczekiwanym gównianym filmem była dla nas "Kac Wawa". W tym roku była to "Bitwa pod Wiedniem'. Podobnie jak rok temu, tak i teraz nie zawiedliśmy się i dostaliśmy pełnoprawne zgniłe jajo do naszego prześmiewczego działu. "Bitwa pod Wiedniem" jest tak epicko chujowa, że...szok. Ciężko o tym pisać sensownie gdyż na ekranie mamy akcję bezsensowną do kwadratu. Może zaczniemy nietypowo od strony technicznej, gdyż to chyba ona wywarła na nas największe wrażenie.

Każdy z Was miał większe czy mniejsze doświadczenie z programem "paint". Dochodzimy do wniosku, że twórcy filmu mieli to doświadczenie bardzo duże, gdyż cały film potrawili przedstawić właśnie za pomocą tego skomplikowanego programu graficznego. Oczywiście wspierali się fototapetami jako imitacją tła/pejzażu ale główne szlify ostro pracowały w paincie. Ewentualnei jeśli nie był to paint, to na te cudowne fototapety najprawdopodobniej były naklejone wycięte z gazet armie. Cały świat wygląda tak jakby przed chwilą uderzyła w niego kometa. Jest tak jakoś dziwnie postapokalitycznie i przez to posępnie. Sprawdziłoby się to może w nowym Mad Maxie, ale w "Bitwie Pod Wiedniem" -wierzcie na słowo - nie sprawdziło się. Przejdźmy teraz może do scen batalistycznych. Tutaj mamy całe oblężenia Wiednia pokazane  jako strzelanie 9 razy z armat i odsiecz Wiedeńską, czyli 15 żołnierzy jedzie normalnie na odsiecz, zabija 8 muzułmanów po czym 300 tysięczna armia się wycofuje. Jest jeszcze bardzo istotne strzelanie z armat ze wzgórza po to aby całej niewiernej armii "stworzyć piekło". Mamy jeszcze wybuch atomowy pod murem miasta i teraz najlepsze. Wyłom atakuje z 8 żołnierzy w porywach do 9, zostają zastrzeleni i cały atak się załamuje. Pozostałe 299.992 żołnierzy siedzi z Karą Mustafą na polu i pieką kiełbaski pomiędzy szyciem idealnie identycznych namiotów. Warto jeszcze wspomnieć, że na końcu szarżuje na husarię aż jeden żołnierz, natomiast każdy z husarzy strzela po 2 razy w tego śmiałka. Rozwalają go prawie jak Sonny'ego na rogatce w "Ojcu Chrzestnym". Scena normalnie kultowa.  Abstrahując od ukazanej potęgi odsieczy w 20 chłopa, wygląda to wszystko tragicznie. Lepszy rozmach osiągaliśmy bijąc się w dzieciństwie dwoma plastikowymi ludzikami. Wybuchy są bardzo realistyczne, wystrzały też. Walka wręcz jest tak zajebista, że nawet nie pamiętamy czy taka tam była. Super wyglądają też miasta, czyli Konstantynopol i Wiedeń. Są stworzone na bazie jakieś szmaty i kartonu. Niestety rysując miasto na szmacie i kartonie nie wzięto pod uwagę ilości szczegółów. Wiedeń np. to było miasto które miało mur i z 3 budynki.

Teraz fabuła, to co najważniejsze. Fabuła jest zajebista. Dowiedzieliśmy się, że odsiecz prowadził jakiś Marco Da Viano a Sobieski przyjechał żeby sypnąć z armat. Ponadto pan Marco uzdrawiał ślepych, głuchych i ogólnie był magiem a może i paladynem Weneckim. Drugą najważniejszą postacią według tego filmu był Kara Mustafa. Był on bardzo ważną postacią ale w historii nie mniej ważną od Sobieskiego, natomiast dla nas Polaków Sobieski był najważniejszy. A tutaj jest go z 6 min z czego 3 to prezentacja, tak żałosna, jak w reklamie margaryny. Nie potrafimy Wam tego lepiej opisać. Sobieski wypowiada ze 4 zdania jak prawdziwy polak - po angielsku i wypierdala się na wzgórzu ciągnąc armatę. Odsiecz jak jasna cholera. Skoro o języku mowa, to Austriacy mówią jak to zwykle po angielsku, Turcy jak to zwykle po angielsku a Polaków reprezentuje w dialogu tylko Sobieski, Olbrychski krzyczy po polsku "Fire" a Kukliński grany przez Mecwaldowskiego, mówi po angielsku jak typowy polak, że jedzie "Czarna Madonna" czyli, Sobieski wjeżdża w kilku chłopa do Wiednia. Może i z tego zdania jest masło maślane ale oddaje chcąc nie chcąc charakter tego gównianego dzieła. Ogólnie jeżeli chcecie się czegoś dowiedzieć o Odsieczy Wiedeńskiej, wypożyczcie książkę historyczną.

Aktorstwo. Główna rola. Znany z filmu "Scarface" F. Murray Abraham gra sobie Marca Da Vianka. Gra sobie go super ale generalnie jego postać ma się w dupie, tak jak każdą która występuje. Niemniej jednak była to najlepsza postać filmu. Adamczyk gra Habsburga bardzo fajnie. Robi z siebie debila. Skolimowski gra Sobieskiego. Nie da się ukryć, że musiał spędzić na planie z pół dnia. Olbrychski spędził z 30 min, w tym 20 na charakteryzję a Szyc był na planie ze 3 minuty. Nie dość, że nic nie mówi, to zawsze stoi na dziesiątym  planie. Dobra rola. Alicja Bachleda Curuś też fajnie grała ale nie wiemy po co ona tam w ogóle była. Postać zupełnie zbędna. Kara Mustafa był grany przez aktora włoskiego, bodajże Enrico Loverso czy coś takiego. Bardzo fajna rola, dużo walczył. O aktorstwie tyle. O reżyserii teraz. Zajebista, wszystko pod kontrolą reżysera. Duża dbałość o szczegóły np. pokazanie na chorągwiach aktualnego godła Polski. Scenariusz z kolanka albo z półkolanka. I to by było na tyle. Aha i muzyka. Nie pamiętamy czy nawet była. Coś tam brzdąkało.

W "Bitwie Pod Wiedniem" przez pierwszą godzinę nie dzieje się dosłownie nic. W kolejnej godzinie niby się coś dzieje ale jest to zrobione w taki sposób, że się tego nie chce oglądać. Miała to być wielka międzynarodowa produkcja a wyszedł wielki międzynarodowy gniot. Bardzo możliwe, że za 7 lat, "Bitwa" doczeka się miana największego gówna dekady. Nic w tym filmie nie zasługuje na pochwałę. Dosłownie nic. Wszystko należy zgnoić, po to aby nie karmiono nas takim szajsem. Wiele o tym dziele mówi fakt, że we Włoszech był przeznaczony od razu do telewizji. U nas był w kinach. Żałosny ruch, obsadzenia polskich aktorów w filmie nie dość, że nie o Polakach, to jeszcze żałośnie przekłamującym historię i gloryfikującym jakiegoś księdza który po prostu odprawił modlitwę na wzgórzu Kahlenberg. Kompromisacja totalna...

Dwayne & Hudson

środa, 6 lutego 2013

Pozytywy filmu o pozytywnym myśleniu [Z Pełnym Filmem]



Dzisiejszy film opiszemy w bardzo pozytywny sposób. Nie można spojrzeć negatywnie na film, który otrzymał aż 8 nominacji do Oscara. Mało tego dostał je we wszystkich najważniejszych kategoriach (film, scenariusz, reżyseria, montaż oraz każda kategoria aktorska). Na początku nie wiedzieliśmy co to w ogóle jest za produkcja. Co chwila słychać było o jakimś dobrym filmie z rewelacyjną rolą Roberta De Niro. Gdy zobaczyliśmy pierwsze zwiastuny pomyśleliśmy: eeee taaam pierdoły jakieś. A jak obejrzeliśmy już film to pozytywnie stwierdziliśmy eeee nooo nie aż takie pierdoły ;). I tym pozytywnym akcentem przejdźmy do dalszej części naszej pozytywnej opinii. ;) 

Film reprezentuje pozytywną formę dramatu. Brzmi to może nieco dziwnie, ale wierzcie tak jest. Jest to historia o bardzo poważnych problemach życiowych, podana w lekki, pozytywnie nastrajający sposób. Głównym bohaterem jest Pat Solitano Jr., który cierpi na problemy natury psychicznej. Na swojej drodze spotyka Tiffany, która również ma problemy z głową, ponieważ przeżyła rodzinną tragedię. Fabuła zbudowana wokół relacji tych dwojga jest klasycznym przykładem na prostotę ubraną w pozytywny przekaz radzenia sobie w skomplikowanych sytuacjach. Nie przeszkadzały nam nawet tańce i hulańce na końcu również dzięki temu, że ich pokazanie miało fabularny sens. 



W wstępie uderzyliśmy informacją, że aż 4 role tego filmu uzyskały nominacje do Oscara. Absolutnie to pochwalamy. Zarówno Bradley Cooper, Jennifer Lawrance, Bob DeNiro ;), Jacki Weaver, prezentują najwyższy poziom aktorstwa. Największe pozytywne zaskoczenia to role Lawrance i Boba. Tej młodej aktorki nie posądzaliśmy o aż tak wielki talent. Natomiast cieszy nas to, że Bob wrócił nareszcie do najwyższej formy. To dla nas osobiście chyba najbardziej pozytywny akcent tego filmu. Nie wiemy jak będzie ze statuetkami, gdyż konkurencja jest potężna, aczkolwiek myślimy, że przynajmniej jedna z tych osób dostanie statuetkę. Na tak owocny wysyp nominacji aktorskich z pewnością miała wpływ reżyseria Davida O. Russella. Świetnie poprowadził cały film i zasłużenie dzierży póki co nominację do Oscara. Warto wspomnieć, że Russell jest twórcą scenariusza, za który również otrzymał nominację.

Do strony technicznej również nie mamy żadnych zastrzeżeń. Wszystko było dobrze zmontowane, zdjęcia stały na najwyższym możliwym poziomie w takim gatunku jak dramat obyczajowy. Natomiast w uszy wpadało bardzo dobrze dopasowana muzyka. Była po prostu bardzo pozytywna. ;)



Film ma tytuł "Poradnik pozytywnego myślenia" i mimo tego, że nie oddaje tytułu oryginalnego a jest wymysłem dystrybutorów to bardzo dobrze oddaje emocje po zakończeniu seansu. Myślimy, że najlepszym dowodem naszego nastawienia jest ilość odmian słowa - pozytywny w całym naszym tekście. Zdecydowanie każdemu polecamy ten seans, a nawet najbardziej negatywne nastawienie przeobrazi się w nastawienie pozytywne.

P.S. Myślicie, że zapomnieliśmy o stałym elemencie naszych recenzji czyli o elemencie estetycznym? Owszem zapomnieliśmy. ;) Dlatego w Post Scriptum spieszymy nadmienić Jennifer Lawrance wygląda tutaj wręcz zjawiskowo.

Dwayne & Hudson