Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 8 listopada 2012

"Looper" - tacy sami a jednak różni [ Co w filmie piszczy]


Ostatnio obejrzeliśmy głośny ostatnimi dniami tytuł "Looper - Pętla Czasu". Byliśmy bardzo ciekawi tego filmu, gdyż opis fabuły wydawał nam się bardzo interesujący. Ponadto w głównej roli wystąpili Bruce Willis i ucharakteryzowany nie do poznania Joseph Gordon Levitt. Zapoznaliśmy się z tym filmem w bardzo podobnym czasie i jak się okazało - nastąpił pewien wyjątek od reguły głoszącej nasz niemal identyczny gust filmowy. Oczywiście nie ma wielkiej rewolucji, obojgu nam "Looper" się podobał z tym, że jednemu bardzo natomiast drugiemu umiarkowanie. Taka różnica zdań skłoniła nas do podjęcia nowatorskiej na naszym blogu formy konfrontacji autorów bloga :) Nie spodziewajcie się większych tarć czy krwawych dialogów w połączeniu z obijaniem sobie pysków. Niemniej, przygotujcie się na dialog pokazujący kwestie bezsporne jak i te które nas poróżniły. A zatem do dzieła!

Dwayne: Hudson, jak myślisz, dlaczego tym razem nie mamy w pełni zgodnej opinii? W końcu razem lubimy ten gatunek, obsadę jak i oryginalne scenariusze. Przychodzi mi do głowy nasza różnica zdań co do "Łowcy Androidów". Co ciekawe, znów spotykamy się ze zjawiskiem niezgody przy okazji filmu science-fiction.

Hudson: To jest bardzo ciężkie pytanie gdyż faktycznie kino science fiction bardzo lubimy. Może tutaj chodzić o pewnego rodzaju klimat którego w niektórych filmach w tym gatunku po prostu mi brakuje.

Dwayne: Klimat mówisz...Jeśli chodzi o moje odczucie co do tego aspektu przy "Looperze" to wyjątkowo mi on odpowiadał gdyż zbudowało go położenie nacisku przez reżysera na opowiedzenie zajmującej historii kosztem akcji pędzącej na złamanie karku. Dodatkowo, podobał mi się też nieprzesadzony klimat przyszłości odległej od nas o około 30 lat. W zasadzie świat wygląda tak samo ale zmieniły się troszkę realia.

Hudson: I może właśnie tutaj tkwi ten problem. Jeżeli chodzi o filmy osadzone fabularnie w przyszłości to ja lubię gdy mamy do czynienia z klimatem mocno postapokaliptycznym albo gdy występuje w nim wysoko zaawansowana technologia. W "Looperze" tak jak mówiłeś czas akcji jest umiejscowiony w niedalekiej przyszłości i tamten świat się tak mocno nie zmienił od otaczającej nas rzeczywistości. Dlatego właśnie nie widzę w tym filmie pełnoprawnego filmu science-fiction.

Dwayne: Bardzo ciekawe zdanie ale zgodzę się tylko połowicznie. Klimat postapokaliptyczny jak i przedstawiający wysoką technologię w kinie przyszłości jest mi również bliski i bardzo doceniam takie filmy. Jednak tutaj ten brak zupełnie mi nie przeszkadzał gdyż rekompensował to zajmujący scenariusz. Nie mogę się z Tobą zgodzić w aspekcie w którym nie klasyfikujesz "Loopera" jako pełnoprawny film science-fiction. Wydaję się, że motyw podróżowania w czasie w zupełności wystarcza do sklasyfikowania tego typu dzieła.

Hudson: Pierwszy punkt naszej różnicy zdań mamy wyjaśniony. Występowanie machiny czasu, latających motorków i delikatnie futurystycznej broni dla mnie nie wystarcza do tego aby określić ten film mianem pełnoprawnego przedstawiciela science-fiction.

Dwayne: Ok, wszystko kumam. Jednak mam inny argument opowiadający się za pełnoprawnością gatunku. Mianowicie motyw zmutowania niektórych ludzi. Pierwsze co może nasuwać się na myśl to seria X-Men czyli sztandarowy motyw fabularny tej serii. Jednak według mnie zostało to wplecione w fabułę umiejętnie i dobrze rozwinęło najważniejszy aspekt fabularny filmu. Zdaję sobie sprawę, że przez część widzów może zostać uznany jako niepotrzebny i wręcz zerżnięty z X-Men. Czuję, że i Tobie ten motyw zupełnie nie odpowiadał. Mam rację?

Hudson: Dokładnie tak, trafiłeś w samo sedno. Dla mnie motyw z mutantami w tym filmie nie był zupełnie potrzebny. Jeżeli mam być do końca szczery to te sceny mocno obniżyły mi ocenę filmu. Miejscami czułem się jakbym oglądał wspomnianych przez Ciebie X-Menów. A mały bohater- Sid bardzo przypominał mi postać Magneto z wyżej wymienionej produkcji. Dla mnie złamało to dosyć brutalną konwencję filmu i wprowadziło dziecinne elementy.



Dwayne: Czyli tak jak się spodziewałem, ten motyw zupełnie Ci nie podszedł. No ja odniosłem się do tego wyżej więc bez sensu powielać tamto zdanie. Wtrącę się jednak do tych "dziecinnych elementów". Nie odniosłem takiego wrażenia gdyż, w tym aspekcie - dziecinnym, najbardziej poruszało mnie działanie bohatera granego przez Willisa. Jakie? Tego oczywiści nie wymienię, bo Ty na pewno wiesz o co mi chodzi a po co spoilerować czytelnikom istotny element filmu. Kończąc wątek Sida - mi też on kogoś przypominał, jednak z zupełnie innej bajki. Ja widząc go, miałem "na końcu głowy" Omena - oczywiście tego klasycznego. Chodzi o pewien...diaboliczny aspekt.

Hudson: No to bardzo ciekawe co powiedziałeś, nigdy bym się nie spodziewał, że porównasz Sida do głównego bohatera z "Omena". Cóż, widocznie czasami potrafimy sami siebie zaskoczyć. Skoro już jesteśmy przy tej młodszej części obsady to porozmawiajmy trochę o tej starszej ale niewątpliwie ważniejszej. Tutaj podejrzewam, że nasze zdanie będzie zgodne bo mi zarówno rola Bruce'a Willisa który udowodnił, że na aktorską emeryturę absolutnie się nie wybiera. W filmie pokazał się z takiej strony jak najbardziej go lubię, czyli, żeby to powiedzieć krótko - w stylu "Szklanej Pułapki". Partnerujący mu Levitt w sumie nie odstaje od Bruce'a i pokazuje, że może zagrać tak naprawdę każdą rolę. Jedyne co mi się w obsadzie nie podobało to obsadzenie w roli czarnego charakteru Jeffa Danielsa. Nie mówię, że zagrał źle. Ja po prostu go wolę w innego rodzaju kinie.

Dwayne: A już myślałem, że będę mógł się wreszcie od początku zdania z Tobą zgodzić :) A jednak zaskoczyłeś mnie. Mi, Daniels w tej roli zupełnie nie przeszkadzał, bo oprócz, wymienionej już przez Ciebie wartości zagrania swojej postaci, podobała mi się zmiana jego klasycznego image'u. Ciekawie było zobaczyć gościa od furgonetki przerobionej na psa w roli bezwględnego mafijnego bossa. No ale to jak widać, różnica poglądów. Co do reszty obsady absolutnie się zgadzam, tym bardziej, że mówiąc żartobliwie "skradłeś" mi określenie na Willisa. Faktycznie oglądają go w tym filmie miałem momentami przed oczami Johna McClane'a w tej twardej wersji, nie humorystycznej. Świetny prognostyk przed "walentynkową" - "Szklaną Pułapką 5", nawiasem mówiąc. A co do Levitta, super rola. Tym bardziej, że momentami przypominał młodego Bruce'a nie tylko dzięki świetnej charakteryzacji ale również bardzo udanym naśladownictwie tego aktora. Dodam jeszcze krótko, że pojawiająca się w głównej roli żeńskiej Emily Blunt była przyjemna w odbiorze, a w niektórych ujęciach dawała radę nawet jako nasz słynny "element estetyczny" :D



Hudson:   Dobrze, zatem przejdźmy teraz do reżyserii i scenariusza.

Dwayne: Czekałem aż o tym wspomnisz.

Hudson: Nie ma się co dziwić, bo jakby nie patrzeć są to istotne elementy filmu.

Dwayne: No ba!

Hudson: Ale do rzeczy.Zarówno jedno i drugie stoi tutaj na dobrym poziomie. Film jest brutalny, występuje w nim spora ilość tzw. "fucków" a ogólna historia jest oryginalna i ciekawa.Jedynym moim zastrzeżeniem są sceny które rozgrywają się na farmie gdyż moim zdaniem były one po prostu nudne.

Dwayne: Tak, ewidentnie postawienie na "film dla dorosłych" było strzałem w dziesiątkę, gdyż dobrze współgra to z fabułą i paradoksalnie dodaje filmowi realizmu.Zgodzę się, że scenariusz jest oryginalny, bo z takim pomysłem na pracę zawodowego zabójcy jeszcze się nie spotkałem. Ponadto zestawienie ze sobą dwóch tych samych postaci z różnego okresu życia wzmagało moją ciekawość w trakcie filmu i byłem ogromnie ciekaw jak się to rozwinie i do czego zaprowadzi. Co do Twojego zastrzeżenia co do farmy. Zgodzę się połowicznie. Fakt, było kilka nudniejszych momentów ale biorąc pod uwagę, że praktycznie druga połowa rozgrywa się w całości na niej, to gdybym tak uważał musiałbym ocenić ten film znacznie niżej. Co sądzisz na temat efektów specjalnych, zdjęć i muzyki czy stricte technicznych elementów filmowego rzemiosła? Dla mnie świetne wyważenie proporcji akcji, dialogu sfilmowane w bardzo ładny sposób. Niestety jednak muzyki nie zapamiętałem, co świadczy o jej nie najwyższym poziomie. Hm?

Hudson:  Ze strony technicznej, największe wrażenie zrobiły na mnie bardzo dobre zdjęcia. Myślę, że podkręciły one trochę realizm tego filmu. Efektów specjalnych tak jak już wspomnieliśmy wcześniej, nie ma tutaj za dużo ale nie są one aż tak bardzo potrzebne. Tak jak mówiłeś, te braki genialnie nadrabia fabuła. Podobne odczucie do Twojego, mam odnośnie muzyki. Nie przeszkadza ona w oglądaniu filmu ale na pewno nie będzie to soundtrack w który się wyposażę i będę go słuchał w zimowe wieczory.

Dwayne: Tak, soundtrack na poziomie Batmana to to nie jest...Na pewno nie dostarczał by mi takich wrażeń podczas nocnej jazdy autem, jak wyżej wspomniany ;) Ale to temat na inną dyskusję. Myślę, że możemy przejść do wspólnego podsumowania i kończąc wydajmy werdykty. Ja daję 9/10. A Ty?

Hudson: A ja daję, 7,5 na 10.

Jak więc przeczytaliście, nasze zdania nie są zbyt rozbieżne ale różnią się o 1,5 punktu. Zbierając do wszystko do kupy : "Looper" to film warty obejrzenia ale nie jest na pewno produkcją zasługująca na porównania typu "Matrix tej dekady" czy "Nowa Incepcja". Dystrybutorzy srogo przesadzili i nawet gdyby ktoś uznał, że jakość filmu dorównuje tamtym klasykom to cała fabuła jest zupełnie inna. Jedyne podobieństwo to gatunek. Co do którego była wyżej taka rozkmina ;) Polecamy i ciekawi jesteśmy, czy taka forma recenzji Wam się podobała. Jeśli tak, to myślę, że przy pewnym wysiłku znajdziemy jeszcze parę produkcji które poddamy naszemu dialogowi. A jeśli nie, to pewnie i tak będziemy to robić, bo tak ;)

Dwayne & Hudson 

6 komentarze:

  1. Genialny sposób na zrecenzowanie filmu :) Przeczytałam z ochotą i nadal mam chrapkę na ten film. Widzę, że zdania są podzielone.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo mi się podoba to jak podeszliście do zrecenzowania Looper. Forma dyskusji jak najbardziej mi odpowiada. Przymierzam się do Looper, może w końcu uda mi się obejrzeć, bo zwyczajnie ubóstwiam Bruce Willisa. Poza tym... powala mnie to, że Gordon nie wygląda jak Gordon :D oglądając zwiastun w ogóle go nie poznałam haha :D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nazwaliście Incepcję Klasykiem i kupiliście sobie mnie tym zdaniem w stu procentach! ;) Trochę na moment odejdę od tematu, ale zwariowałam na punkcie sennego dzieła Nolana, które działa na mnie jak narkotyk i w związku z tym, uwielbiam się nim narkotyzować, bez względu na to, co pozostawia on w mojej głowie. W połączeniu z mistrzowską muzyką Zimmera jest dla mnie czymś ponad dobry film, czy intrygującą wizję reżysera. Jest już właśnie Klasykiem! :) Piszę to wszystko totalnie bez obiektywizmu, ale czy narkoman kiedykolwiek może być obiektywny opowiadając o kokainie, której przed chwilą się nawciągał? ;)

    Błądzę we mgle, jak zwykle na tym Waszym blogu i jak zwykle spamuję jakimś rozwleczonym komentarzem nie na temat... cholera, przepraszam, ale ja tak tylko u Was... chyba ;)
    Ogarniam się i wracam do tematu. O filmie "Looper..." słyszałam sporo i sporo się naczytałam, ponieważ ostatnio istny wysyp jego recenzji na blogach etc. Ale filmu jako takiego nie widziałam, więc wypowiedzieć się za bardzo nie mogę. Na pewno go niebawem obejrzę i może wtedy wrócę do tej Waszej rozmowy.

    W każdym bądź razie dwa wnioski, które mi się nasunęły po przeczytaniu Waszego nowatorskiego w formie i świetnego w odbiorze posta - wiecie z czym mi się to skojarzyło? Pochłaniałam ostatnio już drugi raz kilka tomów "Pereł kina",wydanych w formie książek rozmów Zygmunta Kałużyńskiego z Tomaszem Raczkiem. I choć wiadomo, że pod pewnymi względami nie powinnam tego w ogóle porównywać, czytając Wasz dialog miałam podobne odczucia, jak przy czytaniu "Pereł...". Dyskusje o filmie to to, co lubię najbardziej, bo świadczy o tym, że obrazy i produkcje budzą w nas emocje, przemyślenia, że potrafimy spędzać czas nie tylko na gadaniu o przysłowiowej "dupie marynie", ale naszymi gustami przyczyniamy się do tworzenia kultury, w której żyjemy.

    I choć na gatunku science-fiction się nie znam, to zgadzam się z opinią, że elementy futurystyczne i maszyna czasu nie są wystarczające, by zaklasyfikować film do tego rodzaju. Ale jak już obejrzę, to się wypowiem :)

    Uff, to by było na tyle chyba, pozdrawiam jak zawsze! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Ikalia, @Lupus, @Agniecha - Cieszę się, że nowa forma pisania bloga wam się spodobała i na pewno nie jest to z naszej strony ostatni tekst w takim stylu. Teraz czekamy na wasze opinie odnośnie już samego filmu ;)

    @Zaakcentowana - Twoje komentarze choć długie czyta się z niebywałą przyjemnością, więc nie krępuj się i pisz sobie u nas ile Ci się podoba. Bardzo jest nam miło, że ten tekst skojarzył Ci się z rozmowami Kałużyńskiego i Raczka. Porównanie nas do tak wielkich postaci, jest ogromnym komplementem i na pewno cholernie motywuje do pisania coraz lepszych tekstów.

    Pozdrawiam Wszystkich
    Hudson

    OdpowiedzUsuń
  5. Może się zainteresowałem czytając Wasz recenzjo-wywiad (próbuje do takiej samej formy już od jakiegoś czasu namówić znajomych, żeby zrobić coś takiego o wybranej płycie), ale obejrzałem z trudem godzinę tego filmu (nie wiem jak wytrwałem) i musiałem ze znudzenia wyłączyć. Chaotyczny, poszatkowany scenariusz, w którym ciężko się połapać kto, po co i dlaczego, drewniany Bruce Willis (tak drewniany to nie był w żadnym swoim filmie), beznadziejnie podcharakteryzowany i równie drewniany Gordon-Lewitt. Nie wiem jak końcówka tego filmu, ale porównywanie go do "Incepcji" czy do "Matrixa" naszej dekady, to gruba przesada, nie przegięcie, a przesada właśnie. Poza tym należy też zaznaczyć, że "Incepcja" dopiero w tej dekadzie była. Całe szczęście, że można już ten film w wersji HD zassać z netu, bo tracić kasę na kino żeby na nim usnąć, wolałbym wydać na piwo albo jeszcze raz pójść na najnowszego Bonda "Skyfall".

    OdpowiedzUsuń