Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 27 maja 2012

Czy autor tej sztuki był debilem? [Z pełnym jajem]


Była godzina 2.00 w nocy. Pracowaliśmy nad oprawą graficzną bloga. Nagle pada sieć. Pisząc to nie wiemy czy tylko u nas czy może na całym świecie bo…nie mamy do dostępu do Internetu :) Jeśli ten tekst jednak się ukazał to znaczy, że tylko my mieliśmy problem. Ale cóż robić gdy nie ma Internetu, spać się nie chce i łaknie się nowych filmowych wrażeń ? Podjąć „jedyną słuszną decyzję” i włączyć film „Włóczęga ze strzelbą” spośród wielu ciekawych pozycji. Czym to skutkuje ? Zapraszamy do dalszej części lektury.

Generalnie jedynym plusem który wyniknął z seansu jest chęć napisania tego tekstu. Dał on nam kolejny temat do ostrej krytyki podlanej litrami sarkastycznego sosu. Na początku mieliśmy nadzieję, że ogromnym plusem tej produkcji będzie Rutger Hauer, którego obaj uważamy za wartościowego aktora. Niestety po kilkunastu minutach stwierdziliśmy, że do holendra coraz częściej przyczepiają się wierzyciele. Jak ocenić jego grę aktorską? Krótko – Blade Runner to to nie jest. Od momentu gdy tytułowy włóczęga dostaje strzelbę, aktorzy grający drugoplanowe role „tracą dla niego głowy” ;). W zasadzie to nie tylko dla niego i nie tylko drugoplanowcy. Film w 90% opiera się na traceniu głów, czy to przez postrzał czy stalową linę ciągniętą przez samochód. 8% to życiowe mądrości głównego bohatera. W programie fascynująca opowieść o niedźwiadku wyrywającym twarz, plany biznesowe kloszarda czy pieprzenie do niemowlaków w szpitalu. Ostatnie 2% to brylowanie czarnego jak smoła głównego oponenta. Facet z twarzy wygląda jak debil. Z wypowiedzi wygląda na kretyna, a zachowuje się jak idiota. Przez makabryczne akty przemocy wzbudza jednak respekt wśród mieszkańców „Pojebowa”. Jest też szef policji, który jest tam nie wiadomo po co. Aha, w ogóle nie wiadomo po co tam jest policja. Bylibyśmy zapomnieli o sadystycznych synach kretyno – debilo – idioty i cyborgach, sztuk dwa, które w tym filmie są zupełnie niepotrzebni. Lecz po króciutkim zastanowieniu, którego miary nie ogarnia nawet układ SI to ten film w ogóle nie jest potrzebny, chyba że do podtarcia dupy scenariuszem.

Fabuła jest zajmująca niczym jazda traktorem po autostradzie. Ni to emocji, ni to napięcia, ni zaskoczenia... Jest miasto nazwane „Pojebowem”, jest włóczęga, jest dziwka i masa masakry. Ach tak, jest jeszcze jedzenia szkła, chodzenie w łyżwach po betonie i wykonywanie nimi masażu pleców wątpliwej przyjemności zarówno dla postaci masowanej jak i widza. Jest też chowanie się pod zmasakrowanym ścierwem i wyłanianie się z flakami na zewnątrz. No dla żądnych większych wrażeń jest wkładanie ręki do kosiarki i dźganie kością w brzuch. Co bardzo ważne jest też masa innych pierdów Jak sami dostrzegacie – trochę tego wszystkiego jest.. Ewidentnie jest to dzieło którego nie polecamy oglądać podczas rodzinnych obiadków bo talerz przed nami może się ponownie zapełnić

Strona techniczna filmu. Jeśli ¾ kosztów produkcji poszło na gażę dla Hauera to ¼ przeznaczono na czerwoną farbę i podroby mięsne. Tak, sceny eksterminacji wyglądają realistycznie. Fajnie, tyle, że jest tam tego tak dużo, że po niedługim czasie zaczyna to zniesmaczać. Wymyślność tychże scen rodzi podejrzenia czy twórcy tego filmu przypadkiem nie uciekli z zakładu dla obłąkanych. Normalny, zdrowy człowiek nie wpada na pomysł roztrzaskiwania głowy za pomocą samochodzików z lunaparku i paleniu dzieci w autobusie. Na miejscu służb specjalnych skierowalibyśmy satelity na miejsce zamieszkania owych osób w celu wnikliwej obserwacji ;)
Jest godzina 4.30, za oknem świta, ciągle nie wychodzimy z podziwu, jak można stworzyć takie gówno. Nie oferuje to nam żadnej rozrywki, nie wspominając już o walorach artystycznych. Skoro głównym przemyśleniem po obejrzeniu filmu jest stan psychiczny autorów to jak to się mówi, „coś jest nie halo” Według nas film ten spodobać się może osobom o sadystycznym umyśle. Jeśli kogoś urażamy, przepraszamy ale nic innego nie wydaje nam się właściwsze. My radzimy trzymać się od tego filmu z daleka.

                Dwayne&Hudson.

6 komentarze:

  1. Może to zabrzmi śmiesznie, ale "Hobo with a shotgun" to w mojej ocenie dobre kino. Owszem brutalne, przesadzone i mogące wydawać się głupim, ale jest to pewnego rodzaju ukłon dla "grindhousowych" produkcji amerykańskich z lat 70 i 80 ubiegłego wieku. Sam Quentin Tarantino, który jest twórcą przez Was szanowanym nie ukrywa, że takie kino właśnie do niego przemawia. Brutalne, groteskowe, przekraczające granice absurdu. W tego typu produktach najważniejsze jest bawienie się konwencją, nie można brać filmów tego typu na poważnie, jest to kino klasy "B" a może nawet i "C" cholernie popularne niegdyś nie tylko w USA, ale i u nas w Polsce. Zwłaszcza w erze kultowych VHS-ów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz nam, że do tego filmu podeszliśmy z ogromnym dystansem. O godzinie 2 w nocy nie szukaliśmy filmu, przy którym będziemy musieli jakoś mocno myśleć, tylko film, który będzie lekki i po prostu dostarczy nam rozrywki. Na początku dawaliśmy mu nawet jakąś szansę, ponieważ dostrzegliśmy, że będzie on w starym stylu. Ale gdy przez ponad godzinę na ekranie widzieliśmy tylko i wyłącznie krew i rozczłonkowywanie ludzi to dla nas ten film nie tylko przekroczył granicę absurdu, ale i granicę dobrego smaku. Ja podczas seansu miałem jedynie odruch wymiotny i zastanawiałem się, który zakład mięsny to sponsorował, bo tylu flaków to ja w życiu nie widziałem. Odwołujesz się tutaj do Quentina Tarrantino, którego faktycznie lubimy, a jego filmy też są zwykle bardzo brutalne. Jednak w jego produkcjach ta brutalność ma jakiś sens i nie występuje przez 90% filmu. Ja wiem jedno na pewno, nigdy w życiu nie obejrzę po raz drugi "Włóczęgi ze strzelbą". Widocznie ja nie kupuję tego typu rozrywki.
      Hudson

      Usuń
    2. Co ciekawe ten film powstał właśnie na podstawie fałszywego zwiastuna, który puszczany był między Grindhousem Rodrigueza i Tarantino, czyli między Death Proof a Planet Terror. Podobnie było z Machete, fikcyjnym zwiastunem, który później Rodriguez przerobił na pełnometrażówkę. Tu mamy identyczną sytuację.
      A co do samego filmu to moim zdaniem niestety dużo brakuje mu i do Machete i do Planet Terror i do Tarantino. Owszem, nie należy tego filmu traktować do końca poważnie i tak jak pisze Maniek, to jest rzecz specyficzna. Mimo to nie potrafiłem przebrnąć i wyłączyłem przed końcem.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Czyli widzę, że odczucia bardzo zbliżone do naszych. O ile Planet Terror uważam za, trochę mniejszą tragedią niż "Hobo", to już Machete jest zdecydowanie strawne i w swoim gatunku kiczu nad kicz całkiem udane.
      Dwayne

      Usuń
  2. Ja chyba chcę to obejrzeć :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No jak na film lekki i rozrywkowy to wybraliśta kiepską pozycję. Konwencja zobowiązuje więc flacyska, krwie i inne makabraski jak najbardziej na miejscu. Sam fim jest zły nie z powodu wyżej wymienionych oraz absurdu, jest zły ze względu na reżyserie oraz montaż. Większość głownych postaci z Hauerem trafnie dobrana tylko słabo poprowadzona przez reżysera. Nie miał na tyle talentu lub brak mu było wizji aby odpowiednio ukierunkować grę aktorów i wycisnąć z nich max możliwości. Z tą obsadą spokojnie można było osiągnąć poziom Planet Terror który to film ogląda się świetnie.
    Podobnie sprawa ma się z Maczetą, o ile fałszywy zwiastun był rewelacyjny o tyle pełen metraż nie wyszedł zbyt dobrze choć napewno jest lepszy niż Hobo, mimo to lepiej gdyby został w formie shorta.
    Bardzo szkoda obu tych filmów miały potencjał dobrą obsadę jednak zabrakło jakiegoś pierwiastka który uczyniłby z nich dobre kino, a mogło być tak fajnie ... hlip hlip :D

    OdpowiedzUsuń