Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 8 października 2012

Między słowem a słowem [Projekt kino]



Kto z nas nie słyszał o tak zwanym kompleksie rodzica. Wiele jest przykładów na świecie ilustrujących nieudźwignięcie presji sławnego rodzica. Nie będziemy ich wymieniać, ponieważ nam się nie chce. Skupimy się na wyjątku czyli na Sofii Coppoli. Jej ojca nie trzeba nikomu chyba przedstawiać. Córka poszła w jego ślady i chociaż to trzeba przyznać, że nie tworzy tak świetnych filmów jak ojciec to jednak zaznaczyła swą obecność tworząc jeden z najoryginalniejszych filmów w historii kina romantycznego. Aby jednak nie zwiastować arcydzieła zaznaczamy, że oryginalność to najmocniejsza strona "Między słowami".

Film opowiada o zapomnianej gwieździe telewizji, która przyjeżdża do Japonii nakręcić klip reklamowy alkoholu. Na swojej drodze spotyka młode małżeństwo, mieszkające w tym samym hotelu. Oś fabularna skupia się na specyficznej relacji gwiazdy, którą gra Bill Murray ze znużoną żoną fotografa, którą kreuje Scarlett Johansson. Tym co łączy parę bohaterów jest pewnego rodzaju znużenie życiem, skrywana przed światem samotność i problemy ze snem. Główna bohaterka jest nieszczęśliwa, ponieważ czuje się zaniedbywana przez męża, który w całości pochłonięty jest pracą fotografa. Szczęście odnajduje w nocnych spotkaniach z dużo starszym mężczyzną, z którym świetnie się dogaduje, ponieważ tak jak napisaliśmy wcześniej mają bardzo podobne problemy.

Pomysł na film jest bardzo ciekawy i oryginalny. W relacji dwójki Murray'a i Johansson nie ma typowego dla melodramatów pociągu fizycznego czy bardziej górnolotnego planowania wspólnej przyszłości. Jest za to jakaś dziwna więź, która łączy dwie osoby z innych pokoleń. Przebywanie ze sobą pozwala im odseparować się od problemów i na nowo cieszyć się życiem. Sednem całego "związku" jest zawarta w tytule sfera "między słowami". Bohaterowie mniej porozumiewają się słowami a więcej za pomocą czegoś nienamacalnego i czego nie można ściślej sprecyzować. W tym miejscu warto oddać hołd aktorom dzięki którym ta specyfika jest odczuwalna dla widza.

Bill Murray stworzył nietypową dla wizerunku kreację, wywiązując się z tego zadania perfekcyjnie. Scarlett na pewno nie odstaje od niego jakością gry i ponownie udowadnia, że jest bardzo dobrą aktorką. Na dalszym planie mamy jeszcze Giovanniego Ribisiego oraz znaną przede wszystkim z komediowej serii "Straszny film" Anne Faris.

Strona techniczna filmu nie wyróżnia się w żaden sposób, ale to normalne, ponieważ jest to tak zwany film statyczny. Za grzech jednak możemy uznać, że nie zapamiętaliśmy muzyki, która dla nas jest ważną częścią składową. Kolejny minus to umiejscowienie akcji w Tokio. Oczywiście dla wielu osób może być to zaletą. Niżej podpisani nie lubią klimatów azjatyckich a w tym filmie bardzo dużo jest kiczowatego badziewia Made in Japan. Króluje w tym występ Murray'a w telewizyjnym show.

"Między słowami" to film nie dla wszystkich. Specyfika treści, przyciągnie najbardziej romantycznie usposobionych widzów. Ponadto widz musi być osobą lubiącą oryginalność i nieszablonowość. Na ogromny plus zasługuje ostatnia scena, której nie będziemy Wam zdradzać ze względu na zaskakujący charakter. Podnosi ona ogólną ocenę. Uważamy, że nie wykorzystano w całości potencjału świetnego pomysłu i film czasami przynudza. Ciężko określić czego nam w tym filmie dokładnie brakuje ale ewidentnie występuje jakiś brak. A może po prostu nie jesteśmy wystarczająco romantyczni aby to dostrzec.

Ocena: 6/10
Dwayne&Hudson

3 komentarze:

  1. O "Miedzy słowami" słyszałem bardzo dużo pozytywnych słów. Nie raz miałem ogromną ochotę na ten film, bo wszyscy uważali go za arcydzieło. Prawdę mówiąc po raz pierwszy spotkałem się z taką lekko negatywną recenzją. I przyznam, że po niej trochę zmienił mi się pogląd na ten film. Scarlett Joahnson bardzo lubię i myślę, że tylko dzięki niej kiedyś obejrzę ten film. :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego najlepiej wyrobić własną opinię i obejrzeć :-)

      O wiele bardziej niż dla Scarlett warto zobaczyć ten film dla Bill'a Murray'a

      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Czyli wychodziłoby na to, że jestem bardziej romantycznym widzem, a przyznaję że nie postrzegałem się jako takiego...
    W swojej recenzji zupełnie inaczej podeszedłem do tematyki filmu i zupełnie inaczej go odbieram. I to chyba w każdej strefie - fabularnej, technicznej, aktorskiej także... ale ciekawie jest poczytać inna recenzję, zwłaszcza świeżo po napisaniu własnej

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń