Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 1 marca 2013

"Debbiling", czyli zmora dla kinowego amatora [Z Pełnym Jajem]


Polska to kraj mający wiele wad. Nie da się tego przeskoczyć tu się urodziliśmy i trzeba jakoś egzystować. Przez pechowe umiejscowienie na mapie Europy i szereg smutnych wydarzeń w przeszłości jesteśmy mocno zacofani względem zachodu Europy. Jest jednak jedna kwestia, w której bijemy bogatsze materialnie narody. Wymyśliliśmy lektora do filmu. Oni na to nie wpadli. Niestety Polacy bardzo lubią ściągać pewne zjawiska z innych narodów. Niestety w większości są to decyzje niezbyt udane. Jeśli mieli byśmy ściągać technikę wytwarzania samochodów od Niemców to byłoby git, niestety ostatnimi czasy zaczęliśmy ściągać od nich modę na dubbingowanie filmów niebajkowych ;)

Coraz częściej, gdy sprawdzamy sobie repertuar kinowy rzuca się nam strasznie w oczy, że coraz częściej do filmów dorzucany jest dubbing. W tej chwili nie jest to problem, bo można swobodnie wybierać między napisami a polską wersją dialogową. Nie mniej pamiętajmy, że cytując jedną z postaci "Prometeusza": "wielkie rzeczy mają skromne początki". Bardzo nie chcielibyśmy aby poszło to w taką stronę: zamiast pojedynczych przypadków dubbingu będziemy mieć pojedyncze przypadki wersji oryginalnej a dubbing osiągnie sferę makro. Taka sytuacja byłaby dla nas wręcz nieznośna, oglądając filmy ze znanymi zagranicznymi aktorami, czulibyśmy jakiś dyskomfort, słysząc w tle głos Jarosława Boberka, Wiktora Zborowskiego czy Borysa Szyca. Przejdźmy może jednak do konkretnych przykładów.

Weźmy takie "Avengers" czyli pierwsza próba dubbingowania bardziej dorosłego filmu. Nie twierdzimy, że "Mściciele" to film skierowany do starszej widowni bo tak nie jest, ale bajką to to zdecydowanie nie jest. Poza tym weźmy takiego Samuela L. Jacksona czy Roberta Downeya Jr. jak sobie gadają po polskiemu. Są to normalne jaja ;) Skoro to są jajca to nie wiemy co powiedzieć o Gollumie w wydaniu Szyca. Fajnie operuje głosem Borys ale po co to takie coś jest takie podkładanie, to w tym przypadku to my nie wiemy ;). Dalej mamy Wiktora Zborowskiego jako Obeliksa czy Gandalfa, bądź tego od reklamy słynnego proszku bodajże na "W" podpowiadamy, że do prania on se jest ;). Fajnie, że Gandalf mówi po polsku, ale wydaje nam się, że przez to jego postać jest jakoś tak delikatnie wykastrowana z klimatu, jak i cały film, jak i cały film dzięki dubbingowi. Sami domyślacie się, że wypacza to patrzenie na grę aktorską bo przecież ci panowie i panie grają również głosem i ostatnia kwestia: jakoś dziwnie to wygląda, że "Żelazny Człowiek" dyskutuje z "Dużym, zielonym człowiekiem" po polsku. Po angielsku to jakoś tak normalniej brzmi.

Nie będziemy prowadzić dalszych rozważań bo wniosek jest jeden od samego początku tekstu. Dubbing w nie bajkach to gówno. Dla osób, którym napisy w kinie nie zapewniają komfortu, proponowalibyśmy rozszerzyć funkcję lektora z telewizorów właśnie na ekrany kinowe. W dzisiejszych czasach nie powinno to stanowić wielkiego problemu. Uniknięto by kaleczenia wyżej wspomnianego klimatu i aktorzy brzmieliby bardziej naturalnie. Poza tym nie narażano by ich na śmieszność, bo jak wyżej pisaliśmy to są normalne jaja ;). Teraz jeszcze jest to dosyć umiarkowane, ale jeżeli dubbing będzie w takich filmach jak "Niezniszczali", "Szklana Pułapka" czy nowy nowy Bond to będzie normalny Armagiedon i chyba do kin już nie zawitamy. Europo! Daliście nam sporo wzorców, ale dubbing wsadźcie sobie w dupy i podetrzyjcie Euro.

Dwayne & Hudson


9 komentarze:

  1. Ponoć istnieje wersja "Dwunastu gniewnych ludzi" (1957) z dubbingiem, gdzie pod ławników podkładają głos m.in. Roman Wilhelmi i Mariusz Dmochowski :) Tak więc to oczywiście nie nowość, już w latach 80. stosowano dubbing do zagranicznych nie-bajkowych klasyków. Ale ja oczywiście jestem przeciwny, wolę oglądać filmy z napisami, gdzie głosy aktorów słychać wyraźnie lub też z lektorem (szczególnie gdy czytają lektorzy z mocnym głosem jak Gudowski, Łukomski itp.).
    Najbardziej mnie śmieszyły niemieckie dubbingi z filmów z Hongkongu - kiedyś np. na niemieckiej telewizji widziałem bodajże "36 komnatę Shaolin" i ciężko było zachować powagę, gdy chińscy aktorzy szprechali po niemiecku :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj przywaliłeś z tym klasykiem Mariuszu :) Przyznam się szczerze, że nigdy nie słyszałem o takim fakcie. Jeśli to prawda, to doprawdy wesoło :) A co do niemieckiego dubbingu, z autopsji kojarzę jak na PRO7 czy RTL zdarzało mi się za młodu oglądać różne filmy i pamiętam, że śmiałem się z tego, że wreszcie Arnie mówi w ojczystym języku :) Heh, komedia. I ostatnia sprawa, o lektorach. Jeśli brać aktualnie pałających się tym zawodem, wymieniłeś dwóch najlepszych. Pierwszy do wszystkiego a drugi do produkcji wojennych i sensacyjnych. Dodaje klimatu. Nawiasem mówiąc, wczoraj sprawiłem sobie "Skyfall" i tam jest Gudowski. Świetny wybór dystrybutora :)
    Dwayne

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkowicie się zgadzam. Jak byłam niedawno w Berlinie to się uśmiałam, bo niemal każdy film w telewizji był z dubbingiem. Koszmar! Choć monetami brzmiało to naprawdę śmiesznie i zupełnie niepoważnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: dubbing w Polsce stosowano od początku lat 30. minionego wieku, czyli mniej więcej odkąd mogliśmy u nas oglądać filmy dźwiękowe. Po drugie: lektora wymyślili Rosjanie, a nie Polacy. Polacy sięgnęli po tę formę opracowania filmów kiedy zawitała do nas telewizja – ze względu na brak funduszy i czasu, zdecydowano się dubbingować tylko dobre filmy, a śmieci emitować z lektorem. Po trzecie: „Avengers” nie są „pierwszą próbą dubbingowania bardziej dorosłego filmu”. Za komuny zdubbingowano ich od groma (m.in. „12 gniewnych ludzi”, „Śmierć w Wenecji”, „Wszystko o Ewie”, „Żebro Adama”, „300 Spartan” itd. itd.), w latach 90. trochę zdubbingował Canal+ (m.in. „Kalifornia”, „Rob Roy”, „Zgryźliwi tetrycy”, „Sommersby”, a w ostatnim dziesięcioleciu Universal („The Ring”, „Terminal”, „Old School”, „Zapłata”). Jedyny problem z dubbingiem jest taki, że trzeba go zlecić odpowiedniemu studiu i nie żałować na to funduszy, w przeciwnym razie wychodzi nieoglądalne gówno w stylu „Przygód rabina Jakuba”.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma to jak konstruktywna krytyka i argumenty dla poparcia swojej tezy. Szkoda że w tym artykule nie ma tych dwóch rzeczy za grosz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety z artykułu widać brak znajomości tematu - dubbing stosowano już od lat 30, mało tego, pierwsze dubbingi powstawały właśnie do filmów aktorskich, a nie kreskówek. Ponadto, za PRL-u dużo się dubbingowało - zarówno i filmów radzieckich, czechosłowackich, węgierskich jak i... brytyjskich i amerykańskich.
    "Dubbing w nie bajkach to gówno." - a ja się nie zgadzam. I kropka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy wie Osoba dlaczego w kinach nie było i nie ma lektora? Ano dlatego że lektor (w przeciwieństwie do dubbingu-zgadnij dlaczego?) niszczy tzw ton międzynarodowy.

    OdpowiedzUsuń