Kopiowanie i rozprowadzanie tekstów bez zgody autorów jest zabronione. Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Ogień nowej nadziei od Prometeusza [Z Pełnym Filmem]



Pomimo niedużej frekwencji w głosowaniu na fan page'u, udało się Wam rzutem na taśmę przegłosować jeden z tytułów. Jednym głosem zwyciężył film "Prometeusz".  Mamy nadzieję, że w przyszłości o tego typu kwestiach decydować będzie większa liczba naszych czytelników.

Przejdźmy zatem do naszej oceny najnowszego dzieła Ridleya Scotta. Projekt ten jest wyjątkowy pod wieloma względami. Po pierwsze jest to powrót tego reżysera do korzeni. Po drugie opowiada historię osadzoną w uniwersum serii "Obcy". Po trzecie wzbudził wiele kontrowersji i dokonał podziału w szeregach fanów kultowej serii o stworze z kosmosu. Nam pokazanie historii przed wydarzeniami z hitu z 1979 r. bardzo się spodobało i uważamy, że ta opowieść może być kolejną wielką serią.



Zaczniemy od warstwy fabularnej czyli sfery budzącej największe kontrowersje. Zarzuty krzyczą o bezsensowności, nieprzemyśleniu scenariusza i pozbawieniu klimatu "Obcego". Ustosunkujemy się do tego od razu - nie zgadzamy się z tym. Ustalmy jedną rzecz, kino science fiction charakteryzuje się nieograniczonym polem manewru dla twórców, mogą umieścić w filmie co im się podoba. Jedni widzowie to kupują, a drudzy nie. Ciężko nam zrozumieć co tak bardzo drażni w "Prometeuszu". Może odważna teza głosząca stworzenie ludzi przez istoty pozaziemskie i upatrywanie w nich swoistych bogów. Nas osobiście taka historia fascynuje, abstrahując nawet od tego filmu. Najśmieszniejszym zarzutem były głosy, że w "Prometeuszu" nie ma Obcego. Kto w ogóle powiedział, że ten stwór ma tam być? Scott stworzył pełnoprawny prequel umieszczając charakterystyczne elementy z dawnej serii, np. osadzenie akcji na planecie, z której badacze "zabierają" obcego w pierwszej części.

Zajmijmy się teraz aktorstwem. W tym przypadku zarzutów żadnych nie było i my ich na pewno również nie dorzucimy. Najlepsze wrażenie zrobił na nas Michael Fassbender, który wcielił się w tajemniczego androida.  Główną rolę w tym dziele zagrała jednak Noomi Rapace, nie jest to Sigourney Weaver, ale ta rola wstydu jej nie przynosi. Reszta obsady czyli Charlize Theron, Idris Elba ( typu Janek ;) i Guy Pearce spisała się lepiej niż poprawnie.

Jednym z najważniejszych elementów gatunku science fiction jest niewątpliwie strona techniczna. W "Prometeuszu" mamy do czynienia z naprawdę dobrymi efektami specjalnymi, idealnymi przykładami będą tutaj wykonanie tytułowego statku, wygląd planety, która była klimatycznie brudna, oraz rasa twórców. Warto teraz pochwalić reżysera za niepodporządkowanie się trendowi cenzurowania filmów. Film ten jest momentami brutalny, momentami ohydny i dzięki temu zyskuje jako przedstawiciel "małego horroru" science fiction. Zdjęcia są na najwyższym poziomie co pozwala dostrzec jakość HD. Muzyka była dość poprawna. Na pewno większe brawa należą się dźwiękowcom.



"Prometeusz" to bardzo udany powrót angielskiego artysty do klimatu jego pierwszych dzieł. Nie jest to dzieło, które będzie przywoływane za kilkadziesiąt lat w takim stopniu jak "Obcy" czy "Blade Runner", ale nie takim miało w zamiarze być. Trzeba też dodać, że w naszych czasach ciężej jest zrobić ogromne wrażenie pod względem efektów specjalnych. Teraz to po prostu jeden z wielu filmów z fajnymi efektami, kiedyś filmy science fiction były po prostu czymś niesamowitym. "Prometeusz" idealnie sprawdza się w dostarczaniu rozrywki, a na tle marazmu jaki prezentuje ten gatunek obecnie mocno się wyróżnia. My z chęcią powróciliśmy na LV-426 i z równie wielką ochotą będziemy tam powracać za sprawą starszy klasyków jak i najnowszego widowiska. Dziury w scenariuszu, czepianie się wyglądu głównego stwora, czy braku "obcego" oraz psioczenie na obecność podważania teologii zostawimy malkontentom, a my po prostu czekamy na kontynuacje.
Dwayne & Hudson

1 komentarze:

  1. Osobiście uważam, że tworzenie w gatunku sci-fi wcale nie pozwala autorom tworzyć, co im się podoba, bo zawsze są jakieś granice, których nie mogą przekraczać w obrębie wykreowanego przez siebie świata. Jeżeli, np. ktoś w swoim filmie stworzy fantastyczny świat posiadający normalną grawitację, to gdy w jednej ze scen, zwyczajny człowiek, nieobdarzony żadnymi mocami zrobi coś przeczącego prawom grawitacji, to nie można tłumaczyć, że to jest sci-fi i w tym gatunku, twórca może zrobić, co mu się podoba. Idąc tym tropem akcja z "operacją na żywca" może budzić jedynie śmiech. Tym bardziej, że dalej bohaterka faszeruje się lekami, a i tak nie może ustać na nogach. Tymczasem pod koniec biega jak nowonarodzona. A, że takich głupot w całym filmie jest mnóstwo, to ja dziękuje. Dla mnie niestety gniot.

    OdpowiedzUsuń